Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Bezobaw–dziewczynaszybkouchyliładrzwi,apodekscytowanyperspektywą
spaceruAmik,ośmioletnikundelekpodobnydopudla,wybiegłnaklatkęschodową,
poszczekując.
–Wracajzaraz…!–dobiegłająjeszczeprośbababci,aleKarolinajużbyłaprzy
windzie.Sławek,chłopak,zktórymbyłaumówionanadole,nielubiłczekać.–Zdecydujsię,
kurde.Idziesztamjutrozemnączynie?
Jeszczeprzedchwilącałowalisięibyłofajnie,alekiedypowiedziałamu,żeniewie,
czypójdzieznimnastępnegowieczorudoklubu,Sławeksięwkurzyłicałynastrójprysł.
Nicnierozumiał.
Niemiałasięwcoubrać.Niemiałasięczymumalować.Niemiałapieniędzy.Głupi
dowcipEwkidawnoprzestałjąbawić.TakretynkazniknęłaztorbąKaroliny,wktórejbyły
jejwszystkiekosmetyki,ładowarkadokomórki,biletmiesięcznyiresztapieniędzy,zabrała
teżzesobąsuperkieckę,którąKarolinakupiłasobiespecjalnienajutrzejszewyjście.Aco
gorsza,odwczorajsięnieodzywała.Aninieodbierałatelefonu.Nokretynkadokwadratu.
Jeżelidojutrasięnieznajdzie,KarolinanaprawdęniebędziemogłapójśćzeSławkiemdo
tegoklubu.
–Postaramsię,OK?–cmoknęłachłopakawustanapożegnanieipobiegłazpowrotem
wstronędomu,ciągnączasobąpopiskującegopsa.
Przyszedłjejdogłowypewienpomysł…
Zamiastnatrzecimpiętrze,naktórymmieszkała,Karolinawysiadłazwindyna
drugim.CiągnącopierającegosięAmikanasmyczy,ruszyłakorytarzem.Zatrzymałasię
kilkametrówdalejprzedciemnymi,masywnymidrzwiamizmosiężnątabliczkąnMałgorzata
Trzaskoma,parapsycholog”,wzięłagłębokioddechinacisnęładzwonek.Ześrodkadobiegł
delikatny,melodyjnydźwiękgongu.Karolinazamarławoczekiwaniu.
PaniMałgosiabyładlaniejostatniądeskąratunku,tylkoonamogłajejpomócodnaleźć
Ewę.Bo…paniMałgosiabyławróżką.Prawdziwąwróżką.Kiedyś,kiedyjeszczebabcia
lepiejsięczuła,chodziładoniejzakażdymrazem,gdymiałapodjąćjakąśważnądecyzję.
PaniMałgosiastawiałatarotainaglewszystkookazywałosięproste.Karolinawierzyła
głęboko,żewystarczy,abypaniMałgosiaspojrzaławkartyalbowtęswojącudownąszklaną
kulę,ijużbędziewiadomo,gdzieszukaćEwy.
Właśniemiaładrugiraznacisnąćdzwonek,kiedydrzwiuchyliłysięlekkoistanęław
nichwysokaprzystojnabrunetkaosympatycznymuśmiechu.
–Karolina?–zdziwiłasię.
Jejspojrzenieprześlizgnęłosięuważniepopostacidziewczyny.
–Cośsięstało?!
–PaniMałgosiu,tragedia!!!Musimipanipomóc!
MałgorzatazaprowadziłaKarolinędokuchni,posadziłaprzystoleipoczęstowała
zielonąherbatą,słuchającjednocześniepotokusłów,którywylewałsięzustzdenerwowanej
dziewczyny.Minęłodobrychdziesięćminut,zanimzdumionagospodynizrozumiała,że
siedzącaprzedniąnastolatkamianemtragediiokreślastratętorby,podczasgdytajemnicze
zniknięcieprzyjaciółkiniewielejąobchodzi.Jakmożnabyćażtakąegoistką?Ech,ta
dzisiejszamłodzież…
–Karolinko,opowiedzmipokolei,jakbyło…
–No,spotkałyśmysięwZłotych,potemjazostawiłamEwceswojerzeczyiposzłam
dołazienki.Wychodzę,atejniema.Czekam,czekam,wkońcudzwonięnakomórkę,aleona
nieodbiera.Chybazpółgodzinytamtkwiłam.Kurczę,jakabyłamwściekła!Przecieżtaksię
nierobi.MogłachociażSMS-aprzysłać.Aleonawczorajwogólejakaśzakręconabyła…
–Toznaczy?
5