Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
WwigilijnyporanekEmilkawymknęłasięzdworku,
kiedyzaoknamibyłojeszczeszaro.Nawetnie
wspominałamamieoplanowanejwyprawie,uznając,
żewprzedświątecznymrozgardiaszuitakniezauważyjej
nieobecności.NiemiałaracjiMariaDrzewieckaakurat
sięobudziłaistanęłaprzyoknie,żebyspojrzećnazłote
rozbłyskiwschodzącegosłońca.Uwielbiałatakiechwile,
gdymiałosięwrażenie,żeświatdopieropowstaje,
wyłaniasięznicości,aonamogłasiętemuprzyglądać,
stojącbezpieczniewswoimdomu.
„GdzieżtaEmilkaznowuidzie?”pomyślała,alebyła
jużprzyzwyczajonadotakicheskapadcórki,więctylko
westchnęła.„Dobrzechociaż,żesięsolidnieubrała”.
Początkowotaprzyjaźńzwiejskimchłopakiem,
nadodatekstarszymodEmilki,budziłajejobawy,alegdy
MariaDrzewieckakilkarazypodsłuchałaichrozmowę,
przekonałasię,żePiotrWysockitomądrychłopak,pełen
ambicjiimarzeńdośćnietypowychjaknanastolatka.
„Ktowtymwiekujużwie,cochcewżyciurobić?”
myślała.„Aonztakąpewnościąmówiotymstolarskim
warsztacie,żeniemamwątpliwości,kiedyśnaprawdę
gootworzy.MożedobrzeEmilcezrobitaznajomość,