Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gorączkowoszukałaargumentówzatym,żedrzewo
naprawdęjestważne.
Borobisięciepło?
Bodrzewawypuszczająliście,przyrodabudzisię
dożycia.Towłaśniedrzewadająznaćzwierzętom,
żeporawybudzićsięzzimowegosnu.
Alecobędęmówiła?
Nieteraz,kochanie,popracujemynadkwestią
wdomu.Straszniejestemgłodna.Możezjemydziś
namieście?
Tak,hurra,pójdźmynapizzę.
Niechbędziepizza.Apotemwstąpimydoprzychodni.
Alepoco?Przecieżniejestemchora!Matylda
niepewniespojrzałanamatkę.
Nie,oczywiście,żeniejesteś.Jatylkowpadnę
nachwilędopanidoktorpokropelkinaswędzącynos.
Chybamamjakieśuczulenie.
*
RecepcjonistkazuśmiechemprzywitałaMatyldę,gdy
tatylkoprzekroczyłaprógprzychodni.
Witamynasząksiężniczkę.Alechybaniezamawiała
paniwizyty?tesłowaskierowaładoAlicji.
Dzieńdobry,paniUrszulo.Nie,nieumawiałyśmysię.
Wpadłamtylkonachwilkę,żebycośskonsultować.Może
panidoktorprzyjmiemniemiędzypacjentami?Dosłownie
pięćminut.
Ojej,aledoktorKoterskiejdziśniema.Niebędziejej
dokońcatygodnia.Lekarzeniestetyteżczasemchorują.
PielęgniarkauśmiechnęłasiędoMatyldy,podającjej,
jakzwykle,lizakazwitaminami.Chybażedoktor
Miszczuk.Jestwzastępstwie.Napewnopaniąprzyjmie.
Jedenpacjentniedotarł,akolejnyumówionyjestdopiero
zapółgodziny.
DoktorMiszczukokazałasięmocnoposuniętąwlatach
kobietąociepłymspojrzeniu.Alicja,przyzwyczajona
domłodej,energicznejKoterskiej,bezprzekonaniaweszła
dogabinetu,proszącochwilęrozmowy.Lekarka,
upewniwszysię,żeżadenpacjentnieczeka,zgodziłasię