Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
imocnoonieśmielającejądzieci,zażadneskarbynie
dawałasięzaciągnąć.
Gdyautobuswkońcuruszył,Alicja,pocierającdłonie,
wyjrzałaprzezokno.Prawdziweoberwaniechmury.
Wciągukilkuminutzbetonowegochodnikazrobiłasię
niemalrwącarzeka.Deszczówkapłynęłamocnym
strumieniem,nieprzejmującsiępróbującymiocalićswoje
butyprzechodniami.Razemzdeszczempłynęłysiłą
rozpęduzłotepomarańcze.
Kiedydotarładoszkoły,zzadowoleniemzauważyła,
żejestprzedczasem.Przeczesałaprzemokniętewłosy,
zdjęłapłaszcz.Pochwilidoszatnizaczęływchodzićinne
matki,opiekunki,babcie.Zliczącejdwadzieścioro
siedmiorodzieciklasy,zaledwiedziesięciorozapisanych
byłonaświetlicę.Resztamiałazorganizowanyodbiór
zeszkołytużpozajęciach.Przedbudynkiemzawsze
możnabyłokogośspotkać.Idealnaokazjadorozmowy
zinnąmamą,bliższegopoznaniasię.Alicjajednakczuła
sięobco.Zbytrzadkobywaławszkole,abykojarzyć
którąkolwiekzmam.Niekojarzyłanawetdziecizklasy
Matyldy,acodopieroichopiekunów.Oniwszyscyznali
siędośćdobrze.Nieliczącspotkańwszkole,okazji
dopoznaniasiębyłoznaczniewięcej.Urodziny,imprezy
klasowe.Matyldziedotejporyudałosięzaliczyćtylko
jednąztakichimprez.Akurattę,naktórejwynajętyklaun
zprzerażającowymalowanątwarząwystraszyłjątak
bardzo,żepopiętnastuminutachzkrzykiemoświadczyła,
iżchcejużwracaćdodomu.Niebyławtymodosobniona.
Innedziewczynkiteżsiępopłakałyirównieżnamówiły
swoichrodzicównawyjście.Ztąróżnicą,żeoneopuściły
tylkotęjednąnieudanąimprezę,aMatyldatylkonatej
była.
Alicja,stojącprzydrzwiachdoszatni,przysłuchiwałasię
rozmowom.Zazwyczajniebyłojejtodane,ponieważ
wychowawczyni,kładącnacisknasamodzielnośćdzieci,
niepozwalałarodzicomwchodzićdoszkoły.Czekaliwięc
posłusznieprzedbudynkiem.Niektórzyzbieralisię
wgrupki,plotkująclubomawiającszkolnewydarzenia.
Alicjaniemiałanatyleodwagi,bypodejśćdoktórejś