Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
hukiemnadółposzczerbatychżlebachbudowli.Dopieroterazspostrzegamna
ścianietegogmachuwielkiegoorłanaczarnymtle,toznaczynaczerwonym,ale
sczerniałymoddeszczu.Białynaszorzełtrzymasięnieźle,boodspoduwspierago
ogromnakulaziemskaoplecionaciasnosierpemimłotem.Jakaśrynnaodzywasię
głębokimgłosemokaryny.Towiatr,możejeszczeletni,amożejużzimowy,gnaz
placuDefiladiobracatopolesrebrnąstronądosłońca,któreuwięzłowmokrych
chmurach.
Skończyłysiępapierosy.Ajaksięskończąpapierosy,wtedyogarniaczłowieka
raptownachęćzaciągnięciasiędymem.Więcotwieramkolejnoszufladymojego
skarbczyka,wktórymchowamobelżywelistyistarerachunki,popsutezapalniczkii
kwityurzędufinansowego,fotografiezmłodościiproszkinasenne.Atu,między
kłakamiwatyirolkamibandażyzdawnychdobrychczasów,kiedyjeszczeopłacałomi
siępoddawaćoperacjom,więcwtymomszałymstarościązakamarkuznajdujęzżółkłą
stronęsprzedwielulat,stronęjakkartuszpomnikaalbojakpłytanagrobna,stronę,
naktórejkiedyśrozpocząłemnowąprozęnigdyjużniedokończoną.Arozpoczynałem
pracęwowejświetnejepocenaNowyRok,zarazposylwestrze,jeszczezmiłym
kacempulsującymwzdrowejgłowie.ArozpoczynałemnaNowyRokdlatego,że
hołdowałemwtedyprzesądomichciałemnowycyklbiologicznyiastronomiczny
uczcićpracą.Późniejzrozumiałem,żemójwłasnyNowyRokzaczynasięwkońculata
albonapoczątkujesieniidlategopewnieprzerwałempisanieinigdyjużwięcejnie
napisałemanisłowa.
Więcleżałatakartka,dawniejbiała,dziśżółta,przezdługiemiesiące,kwartałyi
lataniedokończona,niezapełniona,zwyblakłymmottem,comiałobłogosławić
rzewnymscenom,podniosłymmyślomiślicznymopisomprzyrody.Zdmuchujęproch
warszawskichfabrykztegowoskowegotrupamojejwyobraźniiczytamsłowa,które
byłydewizążyciowąstaregomagnatapolskiegozXIXwieku:„JeżeliinteresyRosjina
topozwalają,chętniezwracamuczuciakuswojejpierwotnejojczyźnie”.
Ocomiwtedychodziło?Czychciałemkażdegoranka,naczczo,odczytywaćto
wyznanieswoimdzieciom?Czyzamierzałemrozesłaćjenaświątecznychkartkachdo
współczesnychsobiemagnatównauki,literaturyalbofilmu?Czypróbowałem
pozyskaćwzględycenzoradlaprozyumarłejjużwłożyskuanemicznegonatchnienia?
Szybywoknachbrzęknęłyboleśnie.Wyskoczyłgdzieśzprzecznicyhisteryczny
sygnałwozówmilicyjnych.Spojrzałemnazegarekprzywiezionymikiedyśprzez
przyjaciela,StanisławaD.,zwycieczkidoZwiązkuRadzieckiego.Dochodziłaósma.
Wiedziałem,cotoznaczy.Jakcodziennieotejporze,pędziłaprzezmiastowasyście
karetekmilicyjnychpancernachłodniazartykułamiżywnościowymidlaministrówi
sekretarzypartyjnych.Kawalkadamaszynprzeleciałapodmoimdomemrozbryzgując
kałużemlekanajezdni.Archaicznemleczarki,wydobytenatendzieńzjakiegośdomu
starców,zadeptywałypetywbłociechodnika,żegnającsięukradkiem.
Nagleodezwałsięgongprzymoichdrzwiach.Zamarłemkołookna,niewierząc
własnymuszom.Byłemprzekonany,żetourządzenieniefunkcjonujejużodwielulat.
Alewytwornydźwiękksylofonupowtórzyłsięnatarczywiej.Wciągającnagrzbietstary
szlafrok,prezentodszwagra,JanaL.,ruszyłemczujniepodpróg.Uchyliłemdrzwi.Na
podeścieschodówstaliHubertiRysio,obajwodświętnychgarniturach
pamiętającychśrodekpogodnychlatsiedemdziesiątych.Hubertwprawejręce
trzymałlaskę,awlewejgroźniewyglądającączarnąteczkę.Zaczęłomibićszybko
serce,iniebezpowodu,boobajprzychodzilidomniejakieśdwarazydorokuikażda
ichwizytaoznaczałaradykalnezmianywmoimżyciu.
-Można?Niezawcześnie?-spytałjowialnymtonemHubert.
Znałemdobrzeteichsztuczneuśmieszki,zaktórymikryłsięcioswymierzanyw
mojąwygodę.
6