Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dookoła,jakbysięobawiał,żektośichpodsłuchuje.Kątemoka
zauważył,żewrotarozchyliłysięidokościoławeszławyprostowana
postać.–Niewiem,bracie,alenajednejznaszychgalerznaleziono
ogryzionedoczystaszkielety.–Pokiwałgłową,jakbyprzytakiwałsam
sobie.
Nowicjuszotworzyłoczyjeszczeszerzejiodsunąłsięlekko
odjoannity.Tymczasemnowoprzybyłyzbliżałsiępowoli
iniespiesznie,akcentująckażdykrokbrzękiemzbroi.
–Módlmysię,bybylitoTurcy,botychznamyiznimiwalczyć
umiemy–ciągnąłszeptemBruno.–Co,jeślitoalgierskiedemony?
Saharyjskiedżiny?
Chłopakoblizałwargiiznajwiększymtrudemprzełknąłślinę.
Wyglądał,jakbychciałcośpowiedzieć,alenaglezerknąłzaplecy
Brunona,skinąłrycerzowigłowąnapożegnanieiczmychnąłzwprawą
kogoś,ktoprzezcałeżyciemanewrujewśródurodzonychlepiej
odsiebie.
Brunosięwyprostował.Wrażenie,żenadciągacośniedobrego,
nasiliłosięizakotłowałoniczymmorskiefale,grożąceprzedarciemsię
przezfalochron.
Brzęknąłpancerzklękającegorycerza.Zgrzytnąłnaramiennik,gdy
tenuniósłdłoń,bywykonaćznakkrzyża.
–Gdybyprzyszłonampotykaćsięzdżinamiczydemonami–
odezwałsięPhilippedel’Isle-Phellet–pomógłbyśnamchyba
wnegocjacjach,co,Calazzo?Przecieżznaswszystkichdogadałbyśsię
ztakimpaskudztwemnajswobodniej,ato,żeschowałeśsięwłaśnie
wkościele,jakościęniewybiela.
Mówiłpofrancusku,choćdoskonalewładałwłoskim,językiem,
któryBrunouważałzaojczysty.Wzałożeniumiałtobyćkąśliwy
prztyczek,aleserceCalazzanawetniezabiłomocniej.
–Chciałemsięschronićprzedsmrodemtwojejszkapy–odparł.–
Dopierogdytuwszedłeś,zrozumiałem,żetokońprześmierdnąłtobą,
anienaodwrót.
NiemusiałpatrzećnatwarzFrancuza,bywiedzieć,żenajego
policzkachpojawiłysięczerwoneplamy.Słyszałjegoprzyspieszony
oddech,jakwielokrotniewcześniej.
–Doigraszsię,wiedźmisynu–wysyczałPhilippe.–Doigrasz…
–Jużtosłyszałem.Czegoodemniechcesz?Wybacz,żeskracam
wymianęuprzejmości,alenaprawdęcuchniesziwolałbym…
–Doigraszsięjeszczedziś–parsknąłwściekledel’Isle-Phellet
ipodniósłsięgwałtownie.–Awłaściwietozamoment.Nieopodal