Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
MICHIGAN
Jesteśmyturystami.
Niedawnopogodziłamsięzmyślą.Mążijanigdy
niezaliczaliśmysiędoludzipodżującychpoto,żeby
poszerzaćswojehoryzonty.Jeździliśmydlarozrywki
zobaczyćWeekiWachee,Gatlinburg,Southofthe
Border,LakeGeorge,RockCityczyWallDrug.
Widzieliśmypływająceświnieikonie,pokryty
kukurydząpałacwrosyjskimstylu,dziewczętapijące
podwodąpepsizmałychbutelek,MostLondyński
naśrodkupustyni,anawetpapugękakadujeżdżącą
rowerempolinie.
Chybazawszezdawaliśmysobieztegosprawę.
Tapodróż,naszaostatnia,zostałanależycie
zaplanowanawostatniejchwili,cojestprzywilejem
emerytów.Cieszęs,żepostanowiłam,byśmyruszyli
wdrogę,choćwszyscy(lekarze,naszedzieci)namtego
zabronili.Gdynapomknęłamoplanachwyjazdowych
doktorowiTomaszewskiemujednemuzseteklekarzy,
mamwrażenie,którzyobecniesięmnąopiekują
powiedział:Stanowczo,podkreślam,stanowczo
odradzamwszelkiepodróże”.Zkoleimojacórka,
narzuconyodniechceniapomysłchoćby
weekendowegowypadu,odezwałasiętonem,jakim
zazwyczajzwracamysiędonieposłusznego