Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spenetrowałamsporegozagajnikazadomem.Jakośnieodczuwałam
potrzeby.Wystarczyłmiwidok,jakipodziwiałamprzezokna,wrazze
zmieniającymisięzporamirokukolorami.No,przynajmniejtaksobie
wyobrażałam,żekolorybędąsięzmieniać,bojaknaraziemiałam
okazję
widzieć
wszystko
tylko
w
późnojesiennej
i
zimowej
perspektywie.
Adzisiajszłammiędzydrzewamioczarowana,wmilczeniu.
Zresztą,byłotakzimno,żelepiejbyłomilczeć.Zustinosa
wydobywałynamsiękłębypary,podnogamichrzęściłśnieg.Itacisza
wokół.Uśmiechałamsięwmyślachsamadosiebie.Fajniemamtutaj,
stwierdziłam.
Wracajmy!Baśkazasłoniłapółtwarzyszalikiem.Mróz
okropny!Zimnomiwnogi!
Kiwnęłamgłowąizawróciłam.
Nagankuotrzepałyśmyśniegzbutówizradościąwpadłyśmydo
ciepłegodomu.
Kiedyjużrozsiadłyśmysięwsaloniezkopiastymtalerzemtostów,
odruchowo,jakzawsze,zerknęłamnaportretpradziaduniawiszącynad
kominkiem.Mójulubiony.Izamarłamztostemwdłoni.Pradziadunio
bowiemjużniepodkręcałwąsainieuśmiechałsięfiglarnie.Teraz
nieudolniezasłaniałupierścienionądłoniąrozdziawioneziewaniem
usta,aoczymiałnieprzytomne.Czytozniewyspania?Ianiśladupo
kurwikach,któretaklubiłam!
Szybkoprzełknęłamodgryzionykawałekgrzanki,przezcoomało
sięnieudławiłam,izerknęłamnaBaśkę.Naszczęścienicnie
zauważyłapochłoniętabezresztykolacją.Alenapewno,gdyskończy
jeść,spojrzynaportretiwtedyzobaczyzmianę.Niemożebyćinaczej.
Aleco,gdyjednakniezauważyróżnicy,rozważałamwmyślach.
Wcześniejbyłaumniezaledwiedwarazyiwprawdzieportrety
przodkówbardzojejsiępodobały,szczególnietenjeden,właśnie
pradziadunia,alemogłaniezapamiętaćjegopozy.Eee,nawetjeślinie