Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sięprzyjrzeć.Lekarkawreszciesobieposzła,aBaśkagdzieśprzepadła.
Zamknęłamoczyiwsłuchałamsięwbiciewłasnegoserca.Puk,puk
—puk,puk,rytmicznieodmierzałoczas.
Przysnęłam.Niezapadłamwsen,aleprzysnęłam.Byłamjak
zawieszonapomiędzysnemarzeczywistością.Zoddalisłyszałam
szpitalneodgłosy.
—Ulka!—Ktośdotknąłmojegoramienia.—Obudźsię!
Otworzyłamoczyiprzezchwilęniewiedziałam,gdziejestem.
—Chybaidąpociebie.
Zatrwożyłam
się,
zupełnie
nie
wiem
dlaczego.
Przerażona
spojrzałamBaścewoczy.
—Trzymajkciuki—wyszeptałam.
—Będę.—Uścisnęłamirękę.—Zaczekamnaciebie.
Salowaipielęgniarkapomogłymiprzesiąśćsięnawózekinwalidzki
ipojechałamdosalizabiegowej.
DoktorMartinezrzeczywiściebyłprzystojny.Czekałnamnie
przygotowanydozabieguiuśmiechałsięszeroko,jakbygrał
wreklamie.Czarneoczybłyszczałyżywowśniadejtwarzy,spod
lekarskiegoczepkawymykałysiękosmykikręconych,równieczarnych
ibłyszczącychjakoczywłosów.
—PaniUrsiula,jestemJoséMartinez,chirurg,pamiętapani?
Patrzyłamnaniegobezsłowa.
—Jazarazzajmęsiętwojąnogą.
Obserwował,jakpielęgniarkazdejmujebandażezestopy.
—Ciomytumamy?—Znowuzacząłbolesneuciskanie,aż
syknęłam.—Boli?—Kiwnęłamgłową.—Wiem,zieboli.Tamjeśt
śkło.—Omatkojedyna,tegosięobawiałam.—Ciebawyjąć.
—Musiałammiećniewyraźnąminę,bokiedyoderwałwzrokodrany
ispojrzałmiwoczy,uśmiechnąłsięjeszczeszerzej.—Tyniebójsię.
Jaznieciule.Aletypiłaś.Alkohol.—Zaczerwieniłamsię.—To
mozietrochęboleć.Wycimaś?