Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
któregowiększościAdeptówbrakowało,ztego,cozdążyłamsię
zorientować.Magiamogładawaćmoc,alenieczyniłainteligentnym.
Animiłym.Aninawetspecjalnieinteresującym.
NaReferentaFredekaczekałjużchłopakwzielonychszatach
Adepta,zgładkozaczesanymiizwiązanymiztyłuciemnymiwłosami.
SiyozacząłReferentFredek,stającprzedchłopakiemtojest
AdeptSemyon.Będziedziśprzyglądałsięmojejpracy.Semyonie,
tojestSiyaValdonova,naszaprzyszłapaniSekretarz.
Semyonnicniepowiedział.Zmierzyłmniewzrokiemodstóp
dogłówipokręciłnosem.Międzyjegooczamipojawiłasięgłęboka,
pionowabruzda.Stałsięuosobieniempogardy.Zgięłamkolana
wgłębokim,niecosarkastycznymdygnięciu.
Skinąłgłową,jakbyukłonbyłdokładnietym,czegooczekiwał.
Zagotowałamsięwśrodku.
ReferentFredekprzejechałdłoniąpoblondwłosachprzetykanych
pasmamisiwiznyiodwróciłsięwstronędrzwi.
Poranekbyłchłodny,naulicachfiglowałlekkiwietrzyk.Zawsze
byłoczućdelikatnypowiewaleprawdziwegowiatruniebyłonigdy.
Przeztomiałosięwrażenieciągłegoruchu,przypominającego,
żemiastonigdynieosiadałowjednymmiejscu.Tobyłojakjazda
powozemzzamkniętymioczami,kiedyruchpowietrzalekko
iniespokojnieporuszatwoimiwłosami.
Niebojakzwyklebyłotrudnądoopisaniaszarością.Kiedyśbyło
niebieskie,oczywiście.Jeszczezanimmiastozaczęłosiętułaćprzez
nicość,unoszonenafalachniebytu.
Możebyłabymmniejzgorzkniała,gdybykażdymójdzień
rozświetlałwidokczystego,błękitnegoniebaiblasksłońca.Amoże
itakwtedybyłabymdokładnietakasama.Niedasiętegosprawdzić.
Tłumynaulicachrozstępowałysię,bynasprzepuścić.Lawendowe
szatyFredekaprzyciągałyspojrzenia,zdradzającjegotożsamośćjako
ReferentaGildii.Mojeubraniebyłoszarezelementamiburegobrązu.
Trzymałamsięwstosownejodległości,całyczasokilkakroków