Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Lizzesztywniałaztłumionejfurii.Potoniejegogłosu
poznała,żejednaksięniemyliła.Tobyłtensamfacet,
któremuwtedy,przedlaty,dałakosza.Iwdodatkubył
pamiętliwy.
Wpierwszymodruchu,zrodzonymzawersji
dokonfrontacji,chciałamachnąćrękąnatorebkę
iodejść.ApotempomyślałaoDavidzieiotym,jak
miałabymusięwytłumaczyćzeswojejucieczki.
Bezpukaniaotworzyładrzwiiwpadładośrodka,nie
dającimczasunazmianętematu.
Witajcieponownie,panowie.Najmocniej
przepraszam.Zapomniałamtego.Schyliłasię
ipodniosłatorebkę.Czymogędodaćjeszczejedną
rzecz?Powiodłaponichwzrokiem,uważając,żeby
mówićprzyjemnym,spokojnymtonem.Niewciskam
kitu.Uśmiechnęłasię.Oczywiście,tojataktwierdzę,
prawda?Jesttylkojedensposób,żebysięprzekonać,jak
jestnaprawdę.Mianujciemnienatostanowisko.
Sięgnęładotorebki,wyjęłaplikkartekzobliczeniami,
nadktórymipracowałapoprzedniegowieczoru,
iwepchnęłagoMarkowiRowleyowidorąk.
Otoszczegółoworozpisanybudżet,którego
potrzebuję,żebyzrobićzMetranajlepsząstację
telewizyjnąwLondynie.Wszystkieśrodkiwykraczające
pozatenbudżetzdobędęsamadziękisponsorom
ikoprodukcji.
Przydrzwiachodwróciłasięiuśmiechnęła.
Widzicie,panowie?Bezkitu.
WdamskiejtoalecieLizspryskałasobietwarzzimną
wodąiusiłowałaochłonąć.Jakietomiałoznaczenie,
żezrobiłazsiebieidiotkęizłamaławszystkiezasady
korporacyjnejetykiety,wchodząctamzpowrotem?Tak