Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żepamiętam…
KoleżankoZapolska,piękniepanireprezentowałaswój
stół!Usłyszałamnaglezaswoimiplecamiizerwałam
sięzmiejsca,potykającostołek,adrugitomTonkowa
huknąłopodłogę.
ZamnąstałdoktorLisicki,bardzozadowolonyzefektu,
jakiwywołałajegouwaga.LeszekiMarianpochylilisię
nadpreparatem,abyukryćuśmiech.Powszechniebyło
wiadomym,żedoktorLisickiprześladujemnie
zniewiadomychpowodów.
Złośliwitwierdzili,żekochasięwemniebeznadziejnie,
cooczywiściebyłoczystymnonsensem,ponieważjak
ogólniewiadomo,doktorjestzażartymantyfeministą…
Takczyowak,faktemjest,żeprzykażdejokazjidokucza
miokrutnie,anakolokwiachpytaotakierzeczy,których
nawetprofesorniewymaga.
Noinacopaniczeka?spytałdoktor,wpatrującsię
wemniewzrokiembazyliszka(amateślepiacałkiem
niebrzydkie…ciekawe,czygrawbrydża?).Czemupani
niepreparuje?
Bezsłowawzięłamskalpelipęsetęipodeszłam
dostołu.Właściwieniewartobyłojużniczegozaczynać
dochodziłaszósta.Dlaświętegospokojuzaczęłam
czyścićjakąśtętnicę.
„Och,jaktodobrze,żejutroniemaprosektorium!”
pomyślałamzulgą.
BladySzymeksplunąłnaosełkę,naostrzyłostatni
skalpel,hałaśliwiewytarłnosiotworzyłszerokodrzwi
prosektorium.Momentalniezaroiłosięprzykranach
zgorącąwodą,jednostajnydotądgwarzamieniłsię
wgłośnąwrzawę.