Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zapachemkwiatówoddech...
–Codacijedenpocałunek?
Wszystko.Przesunęłakońcemjęzykapojego
wargach.
–Zawszejesteśtakirozmowny?
–Nie.
–Pocałujją,Lucien,zanimjatozrobię!Przynętaczy
nie–zawołałParysześmiechem.Nibydobroduszny
śmiech,adźwięczaławnimstal.
Lucienjeszczesięopierał.Czułabiciejegoserca.
Krępowałagopubliczność?Kiepsko.Zaryzykowała
wszystkodlatejchwiliiniezamierzałapozwolić,żeby
terazsięwycofał.
–Próżnewysiłki–powiedział.
–Notoco?Próżnewysiłkiteżmogąbyćniezłą
zabawą.Dośćzwlekania,dodzieła.–Przyciągnęłajego
głowę,przywarłaustamidoust.Jużsięnieopierał.Oto
wspaniałespotkaniejęzyków.Ogarnąłjążar,
zaatakowałnarkotycznyzapachróżimięty.
Przeciągałapocałunek.Chciaławięcej.Całego
Luciena.Staławogniu.Ocierałasięojegofiuta,nie
mogłasiępowstrzymać.TylkoLucienmógłuspokoić
tornado,którewniejszalało.Przekroczyłabramy
niebios,nieczyniącjednegokroku.
Ktoświwatował,ktośgwizdał.
Przezchwilęczułasiętak,jakbystraciłagruntpod
stopamiiniemiałażadnejkotwicy.Jeszczemoment
ipoczułazaplecamizimnąścianę.Wiwatynagle
umilkły,wpowietrzupowiałolodem.
Sąnazewnątrz?Wszystkojedno.OplotłaLuciena
wpasienogami,jęcząc,wijącsię.Nieprzerywali