Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zapięćmi​nutnasprzyj​mie.
Drzwiotworzyłysięjednakwcześniej,ukazującstojącą
wnichsylwetkęsiedemdziesięcioletniegoprawnika.
DobrodusznatwarzmężczyznynierobiłanaZoi
większegowrażenia.Skuliłaramiona,jakbyoczekiwała
cio​su.
Niegryzę.Adwokatsięuśmiechnąłdoobojga.
Za​pra​szam.PaniZojaRo​dzie​wiczi…
Ry​szardNa​wroc​ki,przy​szłymążpa​dłoznie​nac​ka.
Kobietaspojrzałazaskoczona.Odrazuopuściło
pierwszezdenerwowanie,abydaćmiejscedrugiejfali
lęku.
Żartowałem.Ryszardszepnąłjejdoucha,gdy
prawnikwyszedłdodrugiegopomieszczenia
pozapomnianedokumenty.Niebędziemiałobaw,aby
namobojguudzielićinformacji.Comiałempowiedzieć?
Kon​ku​bent?
ZanimZojaotworzyłausta,adwokatwróciłiusiadł
zabiur​kiem.
Szanownipaństwo,nazywamsięBartłomiejJaworski.
Zostałemwynajętydoprzeprowadzeniaprocedury
spadkowejpopaniMariiMazur,zamieszkałej
wRzeszowieprzyulicyKościuszkidwanaście.Powiódł
wzrokiempotwarzachpetentówsiedzącychnaprzeciw
niego.Obojepatrzyli,jakbyniczegonierozumieli.Wie
pani,kimbyłaMa​riaMa​zur,praw​da?
NiejestempewnaodparłaZoja.Nositakiesamo
nazwisko,jakmójzmarłyprzedwielulatyojciec.Niemiał
zbytdużejrodziny.Byłjedynakiem.Posiadałtylkodaleką
kuzynkę.Jednaknieutrzymywałzniąbliższych
kon​tak​tów.Byładużostar​szaodnie​go.
Towłaśnieoniąchodzi.Adwokatzerknął
dodokumentów.MariaMazururodziłasięwtysiąc
dziewięćsetdwudziestympiątymroku.Żyła
dzie​więć​dzie​siątlat.
Na​wetnaoczyjejniewi​dzia​łam…
Nigdyniezałożyłarodzinykontynuował.
Pracowałajakourzędniczkapaństwowa,odblisko
trzy​dzie​stulatbyłanaeme​ry​tu​rze.