Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kontynuowałakoleżanka.Moglibyściecotydzieńsobie
tamjeź​dzić,urlopspę​dzaćikaż​dywol​nydzień.
Prze​cieżtokosz​tu​jema​ją​tek!Niestaćmnie.
Bzdury!Atakiholenderskidomek?Wiesz,większa
przyczepakempingowa,jakjatookreślam.Kilkadni
temusynowapokazywałamiofertęsprzedażytakiego
domkugdzieśwokolicyPobierowa.Nasamo
wspomnienietejmiejscowościZojaodczułabłogość
wsercu.JutroprzyniosęcidokładnyopisciągnęłaUla.
Właścicielchciałgosprzedaćzasiedemdziesiąttysięcy.
Toprzecieżjakzadarmo!Musielibyście,naturalnie,kupić
jeszczejakiśsamochód,abydojeżdżaćtam
zeSzcze​ci​na.
Niemamypie​nię​dzypo​wie​dzia​łaZoja.
Wgłowieszumiałojejjednakmorzeiporastające
wydmysosny.Wręczczułazapachjoduposztormowej
nocy.TopowietrzebyłobynajlepszedlaRyszarda.
Odrazulżejbyoddychał.Możenawetatakikaszlu
byustały?Płonnewizje.Wszystkorozbijasię
oprozaicznąrzeczywistość,czyliopieniądze,którychnie
mają.Niemają?Gdzieśtamwgłowieodezwałsię
dzwo​ne​czek.
Przynieśjutroofertępadłoznienacka.Ula
spojrzałazaskoczonananagleuśmiechniętąkoleżankę.
Nieza​szko​dzizer​k​nąć.
***
AureliaMenzelskręciłazgłównejdrogiwulicę
Mickiewicza.Jechaławolno,zprzyzwyczajenia.Latem
krążyłypojezdnitłumyturystówniemogącychpomieścić
sięnachod​ni​kach.
Tutajnarogu,obokcukierni,zawszeustawiałysię
długiekolejkipokręconeamerykańskielody.Początkowo
byłazdziwiona,żetyluludziustawiasiędojednej
lodziarni.Jednakgdypoznałasmakzimnegodeseru,nie
kupowałagojużwżadnyminnymmiejscu.Podobniejak
inni,ustawiałasięwdługiejkolejce,nierzadko
wychodzącejnachodnik,icierpliwieczekała,
bę​dziemo​głazło​żyćza​mó​wie​nie.