Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kontynuowałakoleżanka.–Moglibyściecotydzieńsobie
tamjeździć,urlopspędzaćikażdywolnydzień.
–Przecieżtokosztujemajątek!Niestaćmnie.
–Bzdury!Atakiholenderskidomek?Wiesz,większa
przyczepakempingowa,jakjatookreślam.Kilkadni
temusynowapokazywałamiofertęsprzedażytakiego
domkugdzieśwokolicyPobierowa.–Nasamo
wspomnienietejmiejscowościZojaodczułabłogość
wsercu.–Jutroprzyniosęcidokładnyopis–ciągnęłaUla.
–Właścicielchciałgosprzedaćzasiedemdziesiąttysięcy.
Toprzecieżjakzadarmo!Musielibyście,naturalnie,kupić
jeszczejakiśsamochód,abydojeżdżaćtam
zeSzczecina.
–Niemamypieniędzy–powiedziałaZoja.
Wgłowieszumiałojejjednakmorzeiporastające
wydmysosny.Wręczczułazapachjoduposztormowej
nocy.TopowietrzebyłobynajlepszedlaRyszarda.
Odrazulżejbyoddychał.Możenawetatakikaszlu
byustały?Płonnewizje.Wszystkorozbijasię
oprozaicznąrzeczywistość,czyliopieniądze,którychnie
mają.Niemają?Gdzieśtamwgłowieodezwałsię
dzwoneczek.
–Przynieśjutrotęofertę–padłoznienacka.Ula
spojrzałazaskoczonananagleuśmiechniętąkoleżankę.
–Niezaszkodzizerknąć.
***
AureliaMenzelskręciłazgłównejdrogiwulicę
Mickiewicza.Jechaławolno,zprzyzwyczajenia.Latem
krążyłypojezdnitłumyturystówniemogącychpomieścić
sięnachodnikach.
Tutajnarogu,obokcukierni,zawszeustawiałysię
długiekolejkipokręconeamerykańskielody.Początkowo
byłazdziwiona,żetyluludziustawiasiędojednej
lodziarni.Jednakgdypoznałasmakzimnegodeseru,nie
kupowałagojużwżadnyminnymmiejscu.Podobniejak
inni,ustawiałasięwdługiejkolejce,nierzadko
wychodzącejażnachodnik,icierpliwieczekała,
ażbędziemogłazłożyćzamówienie.