Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zaklęsły,leczchłopcuwydałosię,żewidzispływającązniegostrużkękrwi.Tachwila
zwłokiichuratowała,przynajmniejteraz.Popędziliwzdłużbryłybudynku,potemwpadli
pomiędzyprostokątnedomyotynkupopękanymodupału,jakbycierpiącymodwieczne
pragnienie,ignalipoburychbrukachwprzestrzenigeometrycznej,złożonejzpłaszczyzn
ikrzywizn,wśródktórychwiatrwysuszałnieliczneziarnkapiasku,ananichostrolśniło
słońce.
Wpadliwjakieśprzejściepomiędzydomamiinagleznaleźlisięwświeciezupełnie
odmiennym.Stanąwszywkwadraciepodwórka,spoglądalinastojącewokołodomy
ościanachpoprzerastanychgałęziamiroślinjakwieprzowinatłuszczem.Prostokątyokien
idrzwioplecionepnączamibyłynieomalniewidoczne,natynkachrozpełzałysięcienkie
gałązki,tworzącjakbysystemkrwionośny.Byłotugorącoiparno,aliście,olbrzymieniby
dłonie,wkolorzeintensywnejzieleni,wydzielałyzapachjaktrującerośliny.Ichwarstwa
zewnętrzna,cienkabłonakomórkowa,byłaprzejrzysta;podniąprzelewałysiężarłoczne
płyny,łączącesięwgrudkiplazmy.Czymsiękarmiłytezachłannerośliny,komudawały
życie?Trudnotubyłooddychać,więczatrzymalisięzdyszanipobiegu.
Domywydawałysięzupełniepuste,alenaspękanymbetoniestałauroczaogrodowa
ławeczka,oplecionawieńcamiliściotulającymibiałeszczebelki.Siedziałatumiłastaruszka
robiącanadrutach.
Domniedzieci,zbliżciesięzawołałaciepło.
Podchodzilibliżej,usiłującsobieprzypomnieć,zjakiejtookrutnejbajkimogłabybyć
postacią.Jużwidzielijejłysączaszkęopofałdowanejskórzeitwarzcałąwbliznach
iszwach.Olbrzymiewypukłeoczyowodnistychsoczewkachtkwiływsrebrnejblaszce
czujników,umożliwiającychprzekazywanieobrazówdomózgu.
„Babciu,dlaczegomasztakiewielkieoczy?”pomyślaładziewczyna.
Starowinauśmiechnęłasięspodrozciągniętych,cienkichwarg,którychwistociewcale
niebyło,bojedawnosprzedała;wyszczerzyłysięzęby,ruchomejakwielkie,żółteklawisze.
Wstawionojeniedbale,widaćbyłytanie,iklekotałyprzykażdymsłowie.
„Babciu,dlaczegomasztakiewielkiezęby?”pomyślaładziewczyna.
Kiedysięzbliżyli,drutyzamigotałyszybciej.Kobietarobiłaolbrzymiąskarpetę,zdolną
pomieścićnogęsłonia;jejwłasnenogiokrywałaodkolanderka,alechłopiecodniósł
wrażenie,żewcaleichniemiała.Tużobokleżałtłusty,leniwypies,wiekowyjakjegopani,
będącynawpółtylkożywymstworzeniem.Takżejegociałozrosłosięzdrobnymi
urządzeniami,zastępującymimużołądekipłuca,czyumożliwiającymiprzeczołganiesię
kilkakroków.
Witajcie,JasiuiMałgosiupowiedziałazuśmiechemstaruszka.
NienazywamsięJaśrzekłchłopiec,adziewczynazadrżała.
Owszem,tak.Kobietarozciągnęławuśmiechuszparępoustachizębysię
poprzesuwały.
IjabyłamkiedyśtakąładnąMałgosią.Szłamprzezlassuchymiulicamiwśród
prostokątnychdomów.
CzyspotkałapaniBabęJagę?zapytaładziewczyna.
Tomniespotkałzływilk,którypolowałnatakieładnedziewczątka.Ogarnęłakrótko
ostrzyżonewłosydziewczynypożądliwymspojrzeniem.Iwyżarłmiusta!wrzasnęła
izaśmiałasię.Ikłamipoorałtwarz,wyrywająckawałkiskóry.Atenwilkwciążpoluje
natakieładnebuzie.Łakomyjestnanapiętąskóręinajędrnepoliczki.Niespotkaliściego?
E,musieliście.