Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Dobra.–Korniewnaglesięuspokoił.–Faktycznie,
trochęsięzapędziłem.Samstopniowowszystko
zrozumiesz–zacząłwyjaśniać.–Niemacouprzedzać
faktów.Ajakcośbędzieniejasne,tozaglądajdotej
wiązanejniebieskiejteczuszki.Tampopoprzednim
właścicieluzostałoconieco.Napoczątekwystarczy,
adalejsamdecyduj.Życiejestpełneniespodzianek.
Tonieprognozapogody.Noipozatymjestjeszcze
łącznośćtelefoniczna!–Ostrożnieklepnąłprofesora
wramię.–Aczegoniepowieszprzeztelefon,napiszesz
wmailu.Aleuprzedzam,żeniezdołaszopuścićłaźni
przedznalezieniemnastępcy.Jasne?
–Mówiszpoważnie?!
–Jaknajbardziej!–Korniewskinąłgłową.–Żelazna
zasada.Nieboszczyków,coprawda,nieobejmuje.
–Ajednaknadalnierozumiem.–Sokratespokręcił
głową,uśmiechającsięniepewnie.–Czytojestcoś
wrodzajuodpowiedzialnościzainteres?Przedludźmi
zmafiiitakdalej?
–Wieszco,SokratesieIwanowiczu–powiedział
Korniew,któremuwyczerpałysięwłaśniezapasy
szczerościworganizmie–amożebymtakzadzwonił
potaksówkę?Chwilaijesteśwdomu!Opieniądzesię
niemartw,stawiam!
–Niekłopoczsię!
Gredisodwzajemniłsięuczniowiklepnięciem
poramieniu.Wtymmomencieprzyjechałautobus.
Uścisnęlisiękurczowo.Korniewwepchnąłprofesora
dośrodka.Odwróciłsięiszybkoodszedł,nieoglądając
zasiebie.SokratesIwanowiczzastanawiałsięnad
dziwnymisłowamiIljiprzezpierwsząpołowędrogi,
potemzapadłwdrzemkę.Ocknąwszysięprzystanek
przeddomem,wyskoczyłwchłodnypółmrok,
odczuwającnitoradość,nitopewność,żewszystkosię