Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nauczelni,więcmusiałapodtrzymaćtęwersję.
–Czybędziepanipracowaławadministracjiojca?
–padłonastępnepytanie.
Pokręciłaprzeczącogłowąwodpowiedzi.
–Nie,właściwietojeszczestudiuję.
Żołądekpodszedłmidogardła.Ścisnąłem
ostrzegawczojejdłoń,błagającjąwmyślach,żebynie
drążyłategotematu.Podczasomawianiamożliwych
scenariuszydotyczącychsytuacji,kiedyludziesię
dowiedzą,kimbyła,poinstruowałemją,żebynie
zdradzałaszczegółówzeswojegożycia.Szczęściemnie
rozwodziłasięnadtym,więcodetchnąłemzulgą.
Czekałonasjeszczepytanieodostatniegodziennikarza,
którymokazałasiękobieta,apotembędęmógł
zaprowadzićjądośrodkaiprzestaćsięzamartwiaćojej
bezpieczeństwo.Obojespojrzeliśmywyczekująco
nadziennikarkę.
Kobietauśmiechnęłasię.
–Jaktojest,kiedychodzisięnarandkizcórką
przyszłegoprezydenta?
Annaroześmiałasię,ajauśmiechnąłemsięnerwowo.
Niemiałempojęcia,dlaczegotababamarnowała
namnieswojepytanie.Nieprzygotowałemsięnataką
sytuację,postanowiłemwięcpowiedziećprawdę.
–Szczerzemówiąc,byłemtrochęonieśmielony,kiedy
zabrałamniedodomu,żebyprzedstawićrodzicom
–zażartowałem.Annaroześmiałasię,podobniejak
połowanadalnagrywającychnasdziennikarzy.–Atak
poważnie,tonajpiękniejszyokreswmoimżyciu.Ona
jestczymśnajcudowniejszym,comogłomniespotkać
–powiedziałemuczciwie.Skinąłemgłową