Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
istarałamsięnadaćgłosowinormalnebrzmienie.
–Jaksięnazywasz?–zapytałem.
–Mike.–Uśmiechzniknąłmuztwarzy.
Najwyraźniejmójgłosniezabrzmiałtakuprzejmie,
jakbymtegochciał.
–Nowięc,Mike,jeślijutrosiędowiem,żemiałazłą
noc,atydomnieniezadzwoniłeś,będziemymieli
wielki,kurwa,problem.Rozumiesz,codociebie
mówię?–warknąłem,patrzącnaniegowyzywająco.
Zamrugałoczami,bomojesłowawreszciedoniego
dotarły.
–Dobrze,jeślitegochcesz–odpowiedział,wziął
karteczkęodemnieischowałdokieszeni.
–Dzięki.Cieszęsię,żesięrozumiemy–powiedziałem
ipopatrzyłemnaniegozgóryprzezkilkasekund,
zanimpojechałemnaswojepiętro.Złośćbuzowała
wemnie,gdyrozpamiętywałem,copowiedziałten
pozbawionyuczućpalant,ibyłempewny,żeniezasnę.
Gdydotarłemdopokoju,którydzieliłemzDeanem,
przekonałemsię,żeDeanbyłjużwłóżkuigłośno
chrapał.
Rozebrałemsię,wsunąłemdołóżka,wiedząc,
żeczekamniebezsennanoc,bozamartwiałemsię
odziewczynę,wktórejbyłembeznadziejniezakochany.