Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wskazałagłowąochroniarza,którysiedziałnakrześle
przydrzwiach.Pozmianiejejpostawyzorientowałem
s,żegonielubiła.Uśmiechnąłemsięipokręciłem
głową.Onarzeczywiściemiałaproblem
zochroniarzami.
Wtakimraziedobranoc,Annowyszeptałem,
wpatrującsięwjejtwarzimodliłemsięwduchu,żeby
chciała,bymzniązostał,nieprzejmującsięopinią
ochronyanirodziców.
Dobranoc,Ashtonie.Pokręciłagłowązuśmiechem
rozbawienia.Obróciłemsiędoagentapilnującego
drzwi,sięgnąłemdokieszenipokawałekkartki,
naktórejnapisałemnumermojejkomórki.
Tomójnumer.Gdybywnocybyłyjakieśkłopoty
zAnną,proszęotelefon.Nieważne,októrejgodzinie
powiedziałem,podającmukarteczkę.
Agentuśmiechnąłsiękpiąco.
Myślę,żesobieporadzęzkłopotamiAnnabelle
odpowiedzizsarkazmemwgłosie,patrzącnamnie
jaknatrzylatka.
Odsunąłemnabokzłość,którawemniezakipiała.
Posłuchaj,jestempewny,żesobieporadzisz,ale
pracujęzniąodtrzechmiesięcy.Jeślibędziemiała
koszmary,zadzwońdomnie,dobrze?Złośćnarastała
wemnieponowniezkażdąsekundą.
Pieprzyćto,stary.Jeślibędziemiałakoszmary,
tojejsprawa.Maszwolnąnoc,wykorzystajto,boitak
pewniepłacącigroszezajejniańczeniepowiedział
iaroganckowzruszyłramionami.
Rękamnieświerzbiła,żebyzetrzećmuzryjaten
impertynenckiuśmieszek,aleprzełknąłemość