Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bardzo.
Weszłamdokuchni.Pierwszym,corzuciłomisię
woczy,
byłyodłączoneodprądusprzęty.Lokatorzynawetotym
pamiętali,choćzazwyczajnikttejnaszejprośbynie
spełniał.Wsunęłamkolejnowszystkiewtyczki
dokontaktów:odlodówki,kuchenki,mikrofalówki.
Podeszłamdooknaiwyjrzałamnaprostokątny
dziedziniec,którywostatnimczasiezostałprzekształcony
wnowoczesnyplaczabawdladzieci.Wokółrozstawiono
ławkiiposianotrawę,októrąktośnieustanniemusiał
dbać.Byłnawetchodnik,poktórymmogłamtosobie
wyobrazićzakilkamiesięcybędęspacerować
zwózkiem.Znałamniektórychsąsiadówdzięki
wieloletnimodwiedzinomubabci,choćprawiecałastara
gwardiatamtegookresuodeszłajużztegoświata,ana
ichmiejscewprowadzilisięmłodsi:dzieci,wnuki,
prawnuki.Niemiałamtutajnikogobliskiego,zkim
mogłabymporozmawiaćprzyporannejkawielub
herbacie.
Alepewniektośtakisiępojawi,prawda?Kiedyjużsię
tutajzadomowię.DawniejjaiSebastianmieliśmy
tuwieluprzyjaciół,aleczyktośznichnadalmieszkał
wkamienicy?Niemiałampojęcia.
Teraztobyłmójnowy-starydom.Doskonaleznane
mury,okolicakojarzącasięznajlepszymimomentami
dzieciństwa…
Bolałotylko,żejestemtutajsama.Bezbabci,bez
Sebastiana,bezrodziców.
BezRadka.Aprzecieżkiedyśrozmawialiśmy,
żeprzeprowadzimysiędotegomieszkaniainadobre
zapuścimytukorzenie.Wszystkieplanyimarzeniaszlag
trafił.Pozostałatylkobrutalnarzeczywistość,której
musiałamstawićczoła.