Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
cień,spadochronbyłdoostatniejkruszynkizjedzony.Nie
oblizałemsiępozakończonymposiłku.Wytarłemtylko
wargirękawemkombinezonuisplunąłemsucho.Bez
specjalnegowstrętutouczyniłem.Ułamałemliśćpaproci
ipowoliżułem,abyzabićnieprzyjemnysmakniebieskiej
farby.Och,żeteżnikomuniewpadniedogłowy,aby
barwićpłótnoczymśsmaczniejszym!Terazwgębie
miałemdwanieprzyjemnesmaki.
Metaloweczęścispadochronunienadawałysię
dokonsumpcji,wrzuciłemjewięcdoplecaka,podniosłem
sięiciężkimkrokiemruszyłemprzedsiebie.Omałonie
przewróciłemsiętakmniebrzuchmójnapęczniały
ciągnąłkuziemi.Opasałembrzuchdłońmiipoprawiłem
go.Terazrozlewałsięspokojniej.
Szedłemjużdobrągodzinę,gdynaglelasprzerzedził
sięiujrzałemdrewnianąchatę.Zkominawydobywałsię
cienkąstrużkądym.Niechybniechatabyłazamieszkana.
Wrógwleśnejchacieniemógłmieszkać,wleśnych
chatachmieszkazawszeswój.Wciągnąłembrzuchiraźno
ruszyłemkudrzwiom.Zapukałempięćrazykrótko
wokreślonymrytmie,zrobiłemdługąprzerwęistuknąłem
jeszczedwarazy,tyleżemocniej,pięścią.Byłtoprastary
iuświęconytradycjąsygnałwszystkichkonspiratorów
wtejokolicy.Pojakiejśminuciedrzwiuchyliłysiępowoli
iwszparzepojawiłasiępooranazmarszczkami,
przypominającapłatspalonegopergaminutwarzstarej
kobiety.Odrazurozpoznałem,cotozababulabyła,ale
udawałem,żeniconiejniewiem.
SzczęśćBoże!pozdrowiłemgromkoiradośnie.
Toja,jużprzyjechałem!Jużjestem!
O,żenibyco?zapytałaskrzekliwie,przekrzywiając
ptasiągłowę.
Zrozumiałem,żemusibyćtrochęprzygłucha.
Ryknąłemwięczcałejmocyponownietoswojeprzyjazne
przywitanie.