Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DziecinneserceJankaodczuwałożalztegopowodu,
żeimzimno,aonnicniemożezrobić,abyulżyćichdoli.
Gdybywiedział,jakwielewżyciubędziezawdzięczałtym
dębom,touznałby,żetroskaonieimiłośćdonich,była
wręczuzasadniona.
Aleotympóźniejgdyżwłaśniechłopcywyszli
naulicę,któraprowadziławlewąstronędoTomaszowa
Mazowieckiego,awprawą,doWarszawy.Takwjednym,
jakidrugimmieście,chłopcynigdyniebyli.Znalijetylko
zopowiadańwłasnychrodziców.
Poprzejściunadrugąstronęschodziliwdółwąską
uliczką.Zprawejstronybyłdługimur,otaczającydomek
iogród,należącydosędziegosądugrodzkiego.Dalej,
poprzejściuskrzyżowaniazwąskąuliczką,doszli
domostunarzeceiniebawemznaleźlisięnadjej
wodami.
Przybycienadrzekęnieodbywałosiętakszybko.
Chłopcyszliwolno,rozmawiajączesobą,zaglądając
dowszystkichmijanychrynsztow.Zaglądalidokażdej
rynny,komunikując,dlaczegowodaspadazdachu,
potemdowąskiejruryilecinaziemię.Przechodzącprzez
most,szukaliiliczyliwnimdziury,omawiając
towszystkodziecinnymżargonem.
Słońcestałoniemalwzenicie,abezchmurneniebo
zamiastniebieskie,byłoszare.Przybezwietrznej
pogodzie,wodabyłatakciepła,żeniemalniechłodziła,
leczpotęgowałauczuciewszechogarniającegożaru.
Brzegirzekibyłyporośniętekrzewamizwikliny,anurt
wodyleniwy,zdawałsięniewidoczny.Rosnącewokółlilie
wodneładniepachniały,aszerokolistnegrzybienie