Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wczorajwpadłnaAdrianaispowodowałwypadek
zpałką.NazywasięLiptonGregory.Słyszałam,jak
wyjaśniał,żejegoimiętopanieńskienazwiskomatki
iniemanicwspólnegozmarkąherbatywtorebkach.
DzieciakiitakczasemnazywajągoTorbaczem.
Liptonodkasłuje,ajaleciutkoodwracamgłowę
wjegostronę,nienawiązująckontaktuwzrokowego.
–Frankenstein–mówi.
–Słucham?–Rzucammuszybkiespojrzenie,poczym
opuszczamwzroknapodłogę.
–To,cowczorajpowiedziałaśdoAdriana
nakorytarzu.„Zmierzajdalejiżyjdostatnio”.–Stuka
ołówkiemoblat.–Toz
Frankensteina
,nieze
Star
Treka
.
Rumienięsię,zażenowana,żektośsłuchałmojego
bełkotuijeszczemniecytuje.Ipamiętatonawet
podwudziestuczterechgodzinach.
–Notak–mówię.–
Frankenstein
.MaryShelley.
Najwyraźniej.Niepotrafię.Mówić.Pełnymi.
Zdaniami.
–Tozewstępu,prawda?–Przesuwapalcem
poekraniekomórkiiczyta.–„Kazałammojejohydnej
progeniturzezmierzaćdalejiżyćdostatnio”.Mówiła
oswojejksiążce.
–Notak–powtarzam.
–TonieSpock.–Liptonuśmiechasiędomnie,
kiwającgłową.–MaryShelley.
Właśniewtymmomencieuświadamiamsobie,
żenauczycielwykrzykujemojenazwisko,którego
najwyraźniejnieusłyszałamzapierwszymrazem,gdy
wypowiedziałjenormalnymtonem.