Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Woknachpałacukezmarskiegopogasłyświatła,
dziedzińcerozbrzmiewająceodświtudozmierzchu
szczękiemorężauciszyłysię,podniesionomosty
zwodzone,knecht11zhalabardą12zasiadłnawieży
strażniczejnaławie,obokdzwonualarmowego...
ZamekpanaOlbrachtaŁaskiego13zabierałsię
dospoczynku...
Tylkowmniejszejsalirycerskiejpaliłysięjeszcze
woskoweświeceinakominkumarmurowymtrzaskał
wesołyogień.
TegorokuzimazaczęłasiępowęgierskiejstronieTatr
wcześniejniżzwykle.Jeszczewrzesieńniedobiegł
połowy,ajużspadływgórachobfiteśniegiidolinami
ziemispiskiejszedłmroźnywicher,spędzającyzpóliłąk
ludziizwierzęta.Zaskoczoneniespodziewanie,
przerażoneżuki,pająki,komaryimotylegromadami
uciekaływpopłochuzlasów,chłopiopatrywali
zpośpiechemdrzwiioknachat,wmiastachinazamkach
obsiadanowieczoramikominki.
Wesołotrzaskałogieńwmniejszejsalirycerskiejzamku
kezmarskiego,oświecającswoimczerwonawymblaskiem
dwóchmłodychmężów,zktórychjedenkrępy,
przysadzisty,okrótkim,grubymkarku,siedziałnakrześle
dębowymprzedkominem,pociągajączesrebrnego
pucharumałymihaustamisłodkiewinotokajskie.
Drugi,odmiennegokształtu,słusznegowzrostu,bardzo
foremny,odzianywaltembasowy14,fioletowejbarwy,
krótkihiszpańskikabat,wczarnejedwabnepończochy
iwpłytkie,pobokachotwarte,trzewikizfuterka
gronostajowego,chodziłposaliwzdłużiwszerzszybkim,
niecierpliwymkrokiem.
–Niezdzierżędłużejwtejwilczejnorze–mówił