Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kuchni,przyszłymnastępcą.Wcalejużniebyłpewien,czywogóle
chcenimbyć.
–Obudziłeśsię!–Wuchylonychnagledrzwiachpojawiłasię
głowaZygmuntaMichalskiego,ojcaAgnieszki.Szpakowaty,wciąż
przystojnysześćdziesięciolatekwyglądał,jakbytejnocydoskonalesię
wyspał,aprzecieżpołożyłsiępóźniejniżJakub.Aleonnieharował
wkuchni,ajedyniebawiłgościiliczyłzyski.–Todobrze,żewstałeś
–powiedziałzcharakterystycznymdlaniegowiecznym
zadowoleniemzsamegosiebieizatarłdłonie.–Borobotaczeka.
Sprzątaczkidziałająodświtu,aletrzebajeprzypilnować.Dostawęjuż
przyjąłem–pochwaliłsię.–Aleczasjużnastawiaćzupy
iprzygotowaćpółprodukty.Liczę,żepierwsigościewpadnąnaobiad
przedpołudniem.Twójcudownyrosółstaropolskipowinienbyć
gotowy,asammówiłeś,żepotrzebujesięgotowaćprzynajmniejtrzy
godziny,najlepiejcztery.Czasnagli,więcniewylegujsięwłóżku,
jeśliłaska.
Znowuzatarłdłonie.Miałwidaćwielepowodówdosatysfakcji.
Jakubnieodpowiedział.Spojrzałnaniegozniechęciąiodwrócił
głowę.
–Zaparzęcidobrejkawy–zareagowałnatengestprzyszłyteść
ipobiegłwstronędrogiego,jakgoAgnieszkaokreślała,maksymalnie
wypasionegoekspresu,wktórymwrzeczysamejmożnabyło
zaparzyćbardzodobrąkawę.
Aletoniewystarczyło,bydzisiajpomócJakubowi.Wstał
ztapczanu,umyłsię,przebrałwczysteciuchy,którychsporyzapas
oddawnamiałnazapleczu,ipobieżniepoprawiłniecoprzydługie
blondwłosy,poczymwszedłdolokalu.Wyglądałźle.Jakprzeżarty
nałogiemalkoholik,któryoporankuchwiejnymkrokiemrusza
wposzukiwaniupierwszegoklina.Dwudniowyzarost,podkrążone
oczy,niedbałafryzuraikrzywozapięteguzikikoszulidopełniałytego
smutnegowizerunku.
Najwyraźniejpracaponadsiłymożeczłowiekawykończyć
równieszybkojaknałóg,którymwistocierównieżjest.
–Jadędodomu–powiedziałdowielcezsiebiezadowolonego
przyszłegoteścia,którywłaśniesprawdzałstanspienieniamleka,
pogwizdującwesołopodnosem.Wgłębisalisprzątaczkipilnie
polerowałypodłogęicojakiśczasspoglądałynaszefa.Czekały,
ażpójdziegdzieindziej,żebyzwolnićtempoipoplotkować.
–Idędodomu–powtórzyłJakub,bomiałwrażenie,żenikt
goniesłyszy.