Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Mikołajmilczał.Wyglądałjakgłębokozranione
dziecko–zespuszczonągłową,zwypiekaminabladej
twarzyipłonącymuchem.Klaraodchrząknęłaispojrzała
nauczniówstojącychwpobliżu.Zanimjednakzdążyła
zadaćpytanie,zapewniligorliwie,żenicniewidzieli,
irozpierzchlisięposzkolnymkorytarzujakstonka.
Przerzuciłapytającespojrzenienachłopca.
–Tonieja–zaprzeczyłzponurąminą.–Jatylkostałem
obok.
–Ato,cotrzymaszwrękach,tobukiecikfiołków–
powiedziałazprzekąsempolonistka.–Jużjacięznam,
Antoniuk.–Mikołajwymamrotałcośniezrozumiałego
izamierzałsięodwrócić,alebłyskawiczniechwyciła
gozanadgarstek.–Onie,kolego,nietakszybko!Idziemy
dodyrektora.Itymrazembędzieszsięmiałzczego
tłumaczyć.Niedość,żewagarujesz,pyskujesz,tojeszcze
bezczelniekłamiesz!
–Chwileczkę...–KlarapowstrzymałaBarankową,która
zdziwionapodniosławzrok.–Pocozarazdyrektor.Ten
jedenrazchybamożemywyjaśnićsprawębezjego
udziału.
–Niemożemy.–Barankowaruszyłazkopyta,ciągnąc
zasobąopierającegosięMikołaja.
–Wporządku.Alemapaniabsolutnąpewność,
żetoonjestwinowajcą?
–Kurdemać!Mówię,żenieja!–Nagłymszarpnięciem
chłopakwyzwoliłsięzuściskuipomknąłprzedsiebiejak
strzała,robiącunikprzedpróbującągopowstrzymać
woźną.
–Antoniuk,wracaj!Natychmiast!–wrzasnęła
Barankowa.KiedyMikołajzniknąłzazakrętemodwróciła
siędoKlaryiskrzyżowałaręcenapiersiach.–Ijeszczesię
wyraża.Towłaśniejestpanipupilek.