Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rozczarowania.Miałajeszczedużodopowiedzenia,choćbyopostępującym
schamieniujęzykawidocznymwtelewizorze,ożałosnymbrakuwartościowych
sztukiupadkuteatrutelewizji.Oczywiściewolałabydzielićswojeprzemyślenia
zkimś,ktoprzynajmniejraznapółrokuodwiedzałświątynięmuziznałsię
naprawdziwejsztuce,niż,mówiącjęzykiembiblijnym,rzucaćperłyprzed
wieprze.IdączaSabinądoprzedpokoju,zakażdymrazemmyślałasobie
operłachiwieprzach,jednakprzeddrzwiamikapitulowała.
–Możewpadłabypaniktóregośdnianaherbatkę?Takzwyczajnie,
towarzysko,bezkoniecznościsprzątania–mówiłaznadziejąwgłosie.
Sabinauśmiechałasięprzepraszająco,napomykałacośowielkim
zaszczycieichronicznymbrakuczasu.Jejtydzieńbyłzgóryzaplanowany
codominuty.
–Myślałam,żeczwartkimapaniwolne?
–Niezupełniewolne–sprostowałaSabina.
TymrazemWielkaZapomnianaArtystkanaprawdęsięzmartwiła.Dotknęła
dłoniączoła,niczymosobamocnozafrasowana,któracośniechcącypokręciła.
–PowiedziałamMagdzie,żewolne,aonapodobnokogośpaniznalazła.
Cóż,skorozajęte,niemaoczymmówić.
–ZadzwoniędopaniMagdy–obiecałaSabinaznagłymożywieniem,które
niespodobałosięrozmówczyni.
–Ależpanijestpazernanatębrudną,szarąrobotę–powiedziała
zniechęcią.–Ipocotopani?Mążwsilewieku,syndorosły,najwyższapora
zająćsięsobą.Wciążpaninielubiteatru?
–Bardzolubię–mruknęłaSabina,majstrującprzyłańcuchunadrzwiach.
Tylkoraz,nasamympoczątku,odważyłasięzgrzeszyćprawdomównością
iomaływłosniedoprowadziłaWielkiejZapomnianejArtystkidoomdlenia.
Potembardzouważała,byanisłowemniezdradzićswojegouwielbieniadla
filmowychromansówiserialitelewizyjnych.Nieprzestałaichoglądać,
przestałatylkoprzyznawaćsiędooglądania,żebyprzezgłupiąszczerośćnie
stracićdwuponiedziałkowychgodzin,cowprzeliczeniunapieniądzedawało
ażtrzydzieścizłotych.Jeżeliktoś,takjakona,pracowałnaczarno,mógłliczyć
wyłącznienasiebieinapocztępantoflową,czylinato,żejednapanidrugiej
pani,oilesięlubiły,udostępnitelefonswojejsprawdzonejgosposi.Dzięki
takimwłaśnietelefonomSabinaprzezcałytydzieńobracałasięwyłącznie
wkręgachartystycznych.
–Cóż,jateżsiękiedyśnieoszczędzałam–mówiłanapożegnanieWielka
ZapomnianaArtystka.–Pracowałamdlasztukiiżyłamsztuką.
Icoci,kobieto,ztejtwojejsztukiprzyszło?–myślałaSabina,zbiegając
zeschodów.Odpowiedźznajdowałabardzoszybko,jużnaparterze.Dokładnie
tylesamo,comniezzaczętychstudiówipięciulatkrólowanianabarowym
stołku,mamrotała,siłującsięzdrzwiamiwyjściowymi.
Poniedziałekpopołudniu
Bolekodkilkudnizajętybyłumieraniem.Leżałnatapczanie,patrzyłwsufit
iwydawałosię,żenieinteresujegonic,codziejesięwokół,nawetpowrót
żony,chociażonawcaleniezachowywałasięcicho.Rzuciłanapodłogę
najpierwjedenkozaczek,potemdrugiizaklęłagłośno,kiedykurtkaspadła
zwieszaka.GdybyBolekrzeczywiścieumarł,zapewnenieprzeszkadzałoby
mutoszarogęszeniesięSabinywprzedpokoju,jednakonżył.Oddychał,
mrugałoczami,anawetniecowcześniejzdążyłopróżnićlodówkęztrzech
parówek.Niktobłożniechoryniezjadatrzechparówektużprzedśmiercią.
KłopotzBolkiempolegałnatym,żejegoapetytnieprzekładałsięnaenergię