Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
końskiesprawy.
Ładneźrebiętategorokuwstadninie.
Roboczakobyławcisnęłanogępomiędzydeskizagrodyiwyrwała
sobiekawałekmięsazpęciny.PrzyjeżdżaweterynarzPołtaweć,sypie
jakiśproszek,aletoniewielepomaga.(Trzebabędziejeszczedziś
wieczoremzajrzećnafolwark.)
Taras,chłopiecstajenny,niechcesiężenićzTekląHryćka
Malowanego,bojestubogainiemanawetdwóchpoduszek
dowyprawy.Teklapłakała,astarszapanizawołałaTarasa,robiła
muwymówki,aTeklidarowaładwiepoduszkiijeszczedała„hrosziw”
nawyprawębędzieweselepożniwach.
AWerwa,takapannuńciudobrakobyłkapidwerch,szczoBoże
mij!
Zapadamywsenną,przedwieczornąciszę,pachnącązbożem,
ziemiąiniebem.
Atujużczerniejąprzednamiwzachodzącymsłońcudwa
naprzeciwsiebiestojącewiatraki,obracającesiębezpośpiechu
wciepłymwietrze.
Zamłynamipierwszechatywsi,białejakzabawkiwczerwieni
wiśniowychsadów.
Ponurykundel,zwanyprzeznas„Szlafrokiemmamy”dlaswego
cętkowanegoowłosienia,oszczekujenaszobowiązku,poczym
powracanadawnemiejsceprzedchatąikłapieleniwiezębami
namuchy.
Sercedzwonimigłośno.Dojeżdżamydobramy.
Naszosiebielejenieruchoma,małakupkaśniegu.ToGama,która
wszystkowieiczeka.
Jęcząc,śmiejącsięiwijączoszalałejradości,gramolisię
dopowozu,przyczymAntonwstrzymujepobłażliwiekonie.Gama
sadowisięnamychkolanach,liżenamtwarziręceijękiem