Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
BARDZORZADKIE
NIEPOROZUMIENIE
Byłsłotny,wrześniowydzień1982roku.Wracałem
właśniezpraktykpedagogicznychwŁodzi,kiedy
nadworcuzauważyłemtłumludzi,jakżeodmiennie
nastrojonychniżaurategodnia–pogodnych
iroześmianych.Zastanawiałemsięprzezchwilę,cojest
tegoprzyczyną.Otóżokazałosię,żeuśmiechnięciludzie
jadądoBułgariinadciepłemorze,posłońce.Pomyślałem
wtedy:„Gdybymtakjamógłpojechaćwłaśnietam”.
Dośćdługomusiałemczekaćnato,byspełniłysięmoje
życzenia.
WjeżdżamydoRumunii.Jestrok1989.Drugapołowa
września.Nastacjiwitająnasdzieci.Pozdrawiają.Stoją
wzdłużtorów.Sympatycznywidok–wydawałobysię
–wdzięcznaatmosfera.Ajednak…Pociągruszawdalszą
drogę.Natleprzygaszonejjużniecozielenipojawiająsię
alabastrowe,niewielkiecerkiewki.Budynki
wprzydomowychogródkachzdająsięmiećpochylone
głowy,dumaćnadprzyszłościątejkrainy.Takiewrażenie
jestmożliwedlatego,iżdachymająkształtnamiotów
isądominującączęściąbudowli.Następnastacja.Tuteż
sądzieci,którejużniepozdrawiają,aleproszą.Słychać:
–Kolega,bombon!
Podróżnirzucająimcukierki,podająciastka.Mnie,
przyznamsięszczerze,niebardzopodobasiętakisposób
częstowaniadzieci.
„Unastakkarmisięgołębie–myślęsobie–azdziećmi
trzebanajpierwporozmawiać,przytulić.Potemdopiero