Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tamsiedziwładcachaosurzuciłkrótko.Powodzenia.
PanRamseybyłniskim,przysadzistymczłowiekiemzmaleńkimi
dłońmiistopamiorazkrótkimirękoma.Miałsłomkowejbarwywłosy
zcharakterystycznymkogucikiemnaczubkugłowy.Jegonosbył
mały,czerwonyikrostowaty,natomiastoczyniebieskieicałkiem
ładne.Nosiłbiałąmuszkęwniebieskiekropki.
No,no,przysłalimimłodądamęzadrwił.Sądziłem,żeR.B.
tomęskieimię.Zastanawiałemsię,dlaczegoprzydzielilifaceta
dorubrykitowarzyskiej.Uznałem,żetopedziowyjaśniłipotrząsnął
mojądłonią,starającsiępokazaćmi,jakijestsilny.
Zpoważnąminąpopatrzyłammuwoczy.
NazywamsięRoseBelleManon.ProszęmimówićR.B.
Spojrzałnamniedziwnie.
No,dobrze,żeniejesteśślicznotką.Łatwiejbędzieztobą
pracować.
MójnowydommieściłsiępolewobrzeżnejstronieSekwany,
wHôtelEspoir[2]stojącymprzyPlacedelaSorbonne.Nazwahotelu
okazałasięmylącabyłatoponuranorazszaregokamienia
pomalowanegopełnąpęcherzykówszarąfarbą.Pokójkosztowałmnie
pięćdziesiątcentówdziennie.Hotelliczyłpięćkondygnacji,przyczym
górnązajmowałydwiemansardy.Pokojewychodziłynadługie
korytarze,słabooświetloneniebieskimiżarówkami.Niebyłowindy.
Naszczęściemieszkałamnapierwszympiętrze.Wnielicznych
pokojachdziałałyzamkiprzybytekprzypominałbudyneksypialny
dlarobotnikównaranczo.Nieprzywykłamdotego,żektośnagle
wpadadośrodka,izpoczątkudenerwowałomnieto.Pokoje
wyglądałyniemalidentycznieiludzieżartowali,żepowypiciuzbyt
dużejilościalkoholumożnasięobudzićwcudzymłóżku.Mójpokój,
jakojedenzniewielu,wyposażonowumywalkę,tylkożepokrytą
niemożliwymidowyczyszczeniaplamamizosadówmineralnych,
azkranuleciałajedyniezimnawoda.Nadumywalkąwisiałostare,
złocone,zamglonelustro.Samepokojebyłydługieiwąskie,
awkażdymznajdowałosięjednowysokieoknobalkonowe
wychodzącealbonaulicę,albo,jakwmoimprzypadku,nazaśmiecone
podwórze.Podrugiejstroniemieszkałastarszakobieta,którą
nazywałamMadameCanari.Zawszenosiławykrochmalonyróżowy
fartuchorazkwiecistączerwonąchustkęnagłowie.
Dzieńdobry!krzyczaładomniedonośnie,bezwzględunaporę