Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Łucja.Jestemcórkąodźwiernego.Byłopościelone?–spytała.
–Bardzodobrze.Zpewnościątotyjeścieliłaś,mojedziecko.
–Todobrze,żepanniemasłużącego.Będęusługiwałapanu,
myślę,żeniezarobięnapanagniew.
Zachwyconytakimwstępemsiadamnałóżku,Łucjazaśpomaga
miwdziaćszlafrokimilutkoprzytymgawędzi.Połowyztegonie
rozumiałem.Piłemkawę,taksamozmieszanyjakona,olśnionyjej
pięknością.Usiadławnogachłóżka,usprawiedliwiającsię
najpiękniejszymuśmiechem.Piłemjeszczekawę,gdyweszlirodzice
Łucji.Nieruszyłasięzmiejsca,wichwzrokuzaśodbiłasiępewna
duma.CidobrzyludziezłajaliŁucjęłagodnieiprzeprosilimniewjej
imieniu,adziewczątkoodeszło.Kiedywyszła,rodzicenagadali
mimnóstwogrzecznościiwychwalaliswącórkę.
–Tonaszajedynaczka–mówili.–Miłedziewczątko,całanasza
pociecha.Kochanasisłucha,przytymzdrowajakrybkaibogobojna.
Jednąmatylkoprzywarę.
–Jakążto?
–Jestzamłoda.
–Uroczatoprzywara,zktórejsięzczasempoprawi.
Łucjaweszłaznowu,wesołajakptaszek,wymuskana,inaczej
odziana.Złożyłamisielskiukłon,apotemsiadłanakolanachojca.
Prosiłem,abyusiadłanałóżku,leczpowiedziałami,żewtejsukninie
wypada.Zaistezachwycającaniewinność.Czarującedziewczątko
pobiłoAnielę,anawetBettinę.Nadszedłfryzjer,zacnarodzina
odźwiernegoopuściłamnieprzeto,jazaśpoukończeniumejtoalety
udałemsiędohrabinyijejczcigodnejcórki.Dzieńupłynąłmiwesoło,
jakzwyklenawsi,wdobranymkółku.Następnegorankaprzyszła
znowuŁucjataksamopowabnainiewinna.Niezdawałasobiesprawy,
żewdziękijejmogąmnierozpłomienić.Wyciągamkuniejrękę,lecz
dziewczęcofasię,rumieniigłowęodwraca,abyukryćzmieszanie.
Trwałotochwilę,potemzbliżyłasięznowukumnie,zdawałasię