Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wstydzić,żezachowałasięniewłaściwiewzględemmnie.Wesołośćjej
powróciła,jazaś,chcącuśpićjejczujność,postanowiłemnazajutrz
ograniczyćsiętylkodorozmowy.Wmyślmoichzamiarów
powiedziałemjej,abysiępołożyłakołomnie.Jestbowiemchłodno,
tosięogrzejemy.
–Aniebędępanuprzeszkadzała?
–Nie.Alegdybytwojamatkanadeszła,możebysięgniewałaoto.
–Niepomyślałabyniczłego.
–Aczytobędzietakcałkiembezpiecznie?
–O!Panjestprzecieżbardzogrzecznyijeszczedotegoabate.
–Pójdźwięc.Alepierwejzamknijdrzwi.
–Ależnie,jakżebytowyglądało?
Wreszciepołożyłasiękołomnieicośtamgadała.Niesłyszałem
tegozresztą.Bo,jeżeliniechciałazadowolićmoichchęci,
towyglądałemnaniedołęgę.Niefrasobliwośćjej,takszczera,
powstrzymywałamnie,bymzawiódłjejufność.Wreszciepowiedziała,
żejużjestdziesiątagodzina,agdybystaryhrabiaAntoninastak
naszedł,tobyzniejżartował.Iwysunęłasięzłóżka.Leżałemdługo
oszołomionywichurąpodbudzonychzmysłówimyślichaosem.Nie
chcącsiępodbudzać,zadowoliłemsiętymtylko,żesiedziałanałóżku,
podziwiającwciążjejnieporównanąnaiwność.Postanowiłempanować
nadsobą,powtarzającmaksymę,żejakdługotrwawalka,zwycięstwo
niepewne.MatkaŁucjiprzychodziłaczasemwśródpogawędkimojej
zdziewczyną.Gdysiedziałanamoimłóżkutadobrodusznakobieta,
podziwiałajedyniemojądobroć,iżpozwalamnato.Pojejodejściu
Łucjaszczebiotaładalejswobodnie.Obecnośćtegoaniołkadręczyła
mnieokrutnie,azarazemnapawałarozkoszą.Nieraz,gdyjej
twarzyczkazaledwieodwacaleoddalonaodustmoich,jakże
pragnąłemokryćjąpocałunkami.Lecztrzymałemsiędzielnie,gdyż
wiedziałem,żejedenjedynypocałunekzniweczycałepanowaniemoje