Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
negatywnymemocjominapięciu.Publiczniezaśmusiałamsięzebrać
wsobieibyćdzielna,atymrazemmiałamkutemupoważnypowód,
więcpostanowiłamskupićsięnanim.
–Będziedobrze.Dasobiepaniradę,paniCandeloro.–Asystentka
uśmiechnęłasiędomniepokrzepiająco.
Jasne.Przecieżniemożebyćinaczej.WkońcubyłamCandeloro,
aCandelorozawszedająsobieradę.Nawetznajgorszychkłopotów
wychodzązwycięsko.Szkodatylko,żesamawtoniewierzyłam…
–Jużczas!–oznajmiłwydawcapopołudniowegowydania
programuinformacyjnego,zajrzawszydopokojumakijażystki,
wktórymczekałamnaswojąkolej,bywejśćnaantenę.
Wstałamzmiejscairuszyłamdodrzwi.Gdybyłamnaprogu,
Danielapokazałamiuniesionekciuki.
–Tobędziesukces–stwierdziła,dopingującmnie,ajaskinęłam
jejgłowąiopuściłampomieszczeniezamężczyzną.
Samaniewiem,czemusiędenerwowałam.Brałamjużudział
wwieluprzedsięwzięciachmedialnych,występowałamprzedludźmi
imiałamświadomośćtego,żenerwysązbędne.Dobrzesięczułam
wświetlereflektorów,zwłaszczażemojamisjabyłanaprawdę
ambitna.Mimototymrazemdłoniemiałamjednocześnielodowate
ispocone,apokręgosłupiecochwilęprzebiegałnieprzyjemny
dreszcz.
Tonieprofesjonalne…Toinfantylne,ajaniebyłamjużinfantylna
–ganiłamsięwduchu,alenieumiałamnicporadzićnato,
żezawładnąłmnąirracjonalnylęk.
Dziśmiałosięcośwydarzyć.Cośważnego.Coś,cobędzie
początkiemkońca,któryzkoleizrodzinowypoczątek.Stare
przeminie,pojawisięnowe.Czylepsze?Czaspokaże.Mniejwięcej
takiesłowawypowiedziałaranoGiulia,gdywspólniejedliśmy
śniadanienanadmorskimtarasie.Wszystkoprzeztajemnicząchorobę,