Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Owszem,niebywałamwdomuodtamtegoczasu,aiodniejnigdy
niewymagałam,żebymnieodwiedzała,aleodbywałyśmyczęste
idługierozmowy.Regularnie,jakwzegarku.Wtorkoweiczwartkowe
wieczorypodwudziestejrezerwowałamdlaniej.Nawetwprowadziłam
doelektronicznegokalendarzapowtarzającesięspotkania,żeby
gonawszelkiwypadekzablokowaćprzedustawieniemwtymczasie
innychwydarzeń.
Jakto...zmarła?powtórzyłamjakotępiała.
SłowapanaMarkadomnieniedocierały.Ednaniemogłaumrzeć.
Tomusiałabyćjakaśpomyłka.
Przecieżrozmawiałamzniądwadnitemuprzypomniałamsobie.
Niebyłachora.
Noprzecieżwiedziałabymotym.
Nie,Emilko,niebyła.
Niechonprzestanietakdomniemówić,pomyślałam.Tym
uspokajającym,protekcjonalnymtonem.
Tobyłwypadekdodał,ajegosłowarozbrzmiałyniczymecho,
wywołującwemniemilionmyśli.
Samochodowy?dopytałamniemaloznajmującymtonem,jakbym
byłapewnaodpowiedzi.
Czynadmojąrodzinąwisiałojakieśfatum?Moirodzicezginęli
wkraksie.Byłamoczywiściezamała,bytopamiętać,alewszyscy
twierdzili,żeprzeżyłamtylkocudem.AterazEdna?Chociaż...Zaraz.
Mojemyślipędziły.Jakto?Przecieżonanigdyniewsiadałazakółko,
niemiałanawetprawajazdy.
Nie,nie,Emilko.Spadłazeschodówusłyszałamjakprzezmgłę.
Niemalsięroześmiałam.Cozaabsurd!Całatasytuacjawydała
misiętaksurrealistyczna,żewkońcuparsknęłam,opamiętującsię
wostatniejchwili.Rozkaszlałamsię,zagłuszającnerwowyśmiech.