Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
któremożezechcerozprawićsięzemnąrazadobrze.
Szedłemwolnymkrokiem,niestetyksiężyc
postanowiłoświetlaćmojądrogękuzatraceniu,aniebo
byłowyjątkowobezchmurne.
Naglewszystkostałosiętakieprzejrzyste,wręcz
krystaliczne.Adomoichuszudoszedłjakiśszmer.Może
towilk?Możeniedźwiedź?Cokolwiek!Bylebyszybko,
bylebyteraz,tutaj!Nagledojrzałempochylonąpostać
jakiegośczłowieka.Tobyłchybastarszymężczyzna.
Zdziwiłemsię,costaruszekrobiłotejporzewśrodku
lasu.
Zgubiłsiępan?dotarłdomniejegogłos.
Brzmiałspokojnieijakośprzyjaźnie.
Nie…niewiem.
Wyszedłemnanocnyspaceridojrzałemodblaski
napanakurtce.Spojrzałnamnie.Dobrzejewidać
wświetleksiężyca.
Copanrobiwśrodkulasu?
Jakitotamśrodek…Starzecmachnąłrękąisię
uśmiechnął.Pracujęwtympensjonacie.Wskazał
napogrążonywciemnościdużybudynek.
Pensjonat?Tutaj?
NiewidziałpantablicyPensjonatpodŚwierkiem?
Nie,nicniewidziałem.
Lubipanherbatęzrumem?spytałzłagodnym
uśmiechem.
Ja?
Zapraszam.Trzebasięrozgrzać.
Janie…