Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałI
PortRoyaltonęłowzłotymblaskuzachodzącegosłońca.
Lekki,ciepływiatrpowiewałodstronylądu,adelikatnabryza
marszczyłazastygłewbłogimbezruchumorze.Prawimieszkańcy
miastakupcy,rzemieślnicyiplantatorzyudawalisięjuż
naspoczynek,ustępujączulicludziom,którychdomembyłystatki
iportowetawerny,cuchnącymtanimrumemobieżyświatom,zwanym
wtychstronachbukanierami,rzadziejflibustierami,anajczęściej
piratami.Choćtoostatniesłowobudziłolękwśródwszelakiejmaści
arystokratekizwykłegopospólstwa,tojednakmieszkańcyJamajki,
zwanejprzezHiszpanówSantiago,niemusielisięichobawiać.
Korsarzetraktowaliwyspęjakobazęwypadowądoataków
nahiszpańskiekolonieorazokrętyprzewożącezłotoiinne
wartościowetowary.Pomimożeprocedertenzostałprzeszłodekadę
temuzakazany,tojednakmałoktórywyjętyspodprawaszubrawiec
albocałazgrajaszubrawcówprzejmowałsięistnieniem
międzynarodowychtraktatów.PortRoyalsłynęłozpiractwaito
piractwuzawdzięczałocałeswojebogactwo.
Willwszedłdomiastaodpółnocnegowschodu,odstronyKingston,
iskierowałsięulicąHighStreetwkierunkuportu.Gdytamdotarł,
zacząłsięuważnierozglądać.Szukałtawerny.Niebylejakiejspelunki,
alekonkretnejgospodyokonkretnejnazwie.
Szczurołap.
Chłopakuśmiechnąłsięiwszedłdośrodka,omijającszerokim
łukiemwytaczającegosięzkarczmypijaka,śmierdzącegowłasnymi
szczynamiorazpotem.Niemiałpojęcia,jakimcudemtensiwobrody
moczymordawciążtrzymałsięnanogach.Szybkojednakporzucił
wszelkiepróbydochodzeniapodstawtegonietypowegozjawiska
iskupiłsięnaswoimzadaniu.
Otejporzewtawerniepanowałwielkirozgardiasz.Stojącywrogu
grajekwszerokim,wytartymkapeluszurzępoliłcośnaskrzypcach.
Akompaniowałmuprzytymsiedzącydwakrokidalejstarszy
jegomośćzakordeonem,któregotwarzpogrążonabyła