mejla.Uważam,żepowinnaśmiećochronę.
Świetnie.Czyligrozijejatakwariatki.
–Tymożeszmniechronić.
Ianściągnąłbrwi.
–Mamtuplanzdjęciowy.–Pocałowałjąwczoło.
–LećzHunterem.Zróbtodlamnie,żebymniemusiał
sięociebiemartwić.
Poczułasięjakpięciolatkawysłanawbrewwłasnej
wolidoprzedszkola.ZIanemniebyłodyskusji.Czasami
zastanawiałasię,czypasujedorolidziewczynyartysty.
Ajednakjejpochlebiało,żetroszczyłsięojej
bezpieczeństwo.
–Dajznać,kiedypolecisz.Dobrychzdjęć.
–Dzięki,Mel.Jesteścudowna.–PodszedłdoSama,
swegoasystenta,zostawiającMelaniezpoczuciem
przegranej.Niebyłojednaksensupłakaćztego
powodu.PosłałaHunterowiuśmiech.
–Dzieńdobry,jestemMelanie.Miłopanapoznać.
–Hunter.–Uścisnąłjejdłoń.Bezuśmiechu.
Trochęjątozirytowało.Jasne,byłwpracy,aleleciał
doMeksyku,bysiedziećipatrzeć,jakonawylegujesię
naplaży.Nicjejniegroziło.Nawetgdyby
prześladowczyniIanawiedziała,kimjestMel,trudno
sięspodziewać,żewskoczydosamolotudoCancún.
–Tomożebyćpańskienajnudniejszezadanie
–uprzedziła,sięgającpotorbę,iruszyłaprzedsiebie.
–Miałemjużwielemniejekscytującychzleceń.
Zerknęłananiegozukosa.Niewyglądałnakogoś,
ktożartuje,codoprowadziłojądowniosku,
żepoprostumożebyćidiotą.Przystojnymidiotą,ale
jednakidiotą.Toniejejwina,żeniejestcelebrytkąani