Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Na​zy​wamsięBenBrown,pro​szępani.Po​dró​żuję.
Ado​kądto?
Tamgdzieznajdęja​kąśpracę.
Copo​tra​fiszro​bić?
Wszystko.Do​brzeso​biera​dzęzkońmi.
MójBoże!Takimłodychło​piec?
Skończyłemdwanaścielat,proszępani,ipotrafię
jeździćnawszystkim,comaczterynogi.Chłopiec
spoglądałnanie,jakbychciałpowiedzieć,żeotomogą
wy​to​czyćswojedziała.Jestgo​towy.
Niemaszżadnejrodziny?spytałapaniMossnieco
rozbawiona,jednakwciążzaniepokojona,ponieważ
opalonatwarzchłopcabyłachuda,aoczypuste,być
możezgłodu,byćmożezbólu.Opierałsięokoło,jakby
niemiałsił,byustaćsa​mo​dziel​nie.
Nie,jestemsam.Aludzie,uktórychmieszkałem,bili
mnie,więcuciekłem.Ostatniesłowawypowiedział
właściwiewbrewsobie.PełnawspółczuciapaniMoss
zdo​byłaza​ufa​niedziecka.
Więccięniewi​nię.Alejakzna​la​złeśsiętu​taj?
Taksięzmęczyłem,żeniedałemradyjużdalejiść.
Pomyślałem,żemożeludzieztegodużegodomubędą
miećdlamniejakąśpracę,alebramabyłazamknięta.
Całkiemodeszłamnieodwaga,więcdałemzawygraną
ipo​ło​ży​łemsię.
Biedaku,niedziwięsięodparłapaniMoss.
Dziewczętanatomiastżywozainteresowaławzmianka
oichwro​tach.
Chłopiecodetchnąłgłęboko.Mimotrudnegopołożenia