Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jegooczybłysnęłyradośnie,gdyzacząłopowiadaćdalej,
piesnatomiast,słyszącswojeimię,zastrzygłuważnie
uszami.
–Kiedyodpoczywałem,usłyszałemjakieśodgłosy.
Zerknąłemizobaczyłem,jakdziewczynkiurządzają
piknik.Wszystkowyglądałotakpysznie,aleniczegonie
wziąłem.ToSanchoprzyniósłmiciasto.
BabiBettypopatrzyłyzprzyganąnapsa,którego
potulnespojrzeniewydałoimsiębardzozabawne.
–Ikazałeśmuodnieśćciastozpowrotem?–zapytała
Bab.
–Nie,samodniosłem.Wspiąłemsięnaogrodzenie,
kiedygoniłyścieSancho.Potempodszedłemnawerandę
isięschowałem–odparłchłopieczuśmiechem.
–Totysięzaśmiałeś?
–Tak.
–Ikichnąłeś?
–Tak.
–Totyzrzuciłeśnamróże?
–Tak.Spodobałysięwam,prawda?
–Bardzo!Czemusięukryłeś?–spytałaBab.
–Niewyglądałemzbytwyjściowo–wymamrotałBen,
zerkającnaswojełachmany,jakbyznowuchciałdaćnura
dośrodkapowozu.
–Jaktuwszedłeś?–spytałapaniMoss,przypominając
sobienagle,zacojestodpowiedzialna.
–Słyszałem,jakdziewczynkirozmawiająomałej
nawijarceiprzesmykunagórze.Kiedysobieposzły,
znalazłemprzejścieiwszedłem.Szybabyłarozbita,więc
tylkowyciągnąłemgwóźdź.Spałemtudwienoceinic
złegoniezrobiłem.Byłemtakzmęczony,żeniedałem
radynigdzieiść,choćpróbowałemwniedzielę.