Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mówienia,choćodmienneodmiejscowych,niezwrócą
niczyjejuwagi.
Miejsce,doktóregodotarliśmy,znajdowałosięwysoko
nadrówniną,aLondreznajdowałosięwłaśnieujej
wejścia.Pokrywałyjedynieciernistekrzewy,
tworzącegęstezarośla.Przejaśnieniananiebie
pozwalałydostrzecrzeczkę,którąmijaliśmyrankiem.
Wąskadróżkapodnaszymistopamischodziłateraz
prawieprostopadlewdół,prowadzącoddrogiażdotej
odludnejdżungli.Pomyślałam,żeotonadarzasię
okazja,byuwolnićsięodtychdwóchosobników,
niepodejrzewającychbynajmniejkłopotów,jakich
miprzysparzają.
Mamspuchnięteiobtartestopypowiedziałam.
Niedamradyiśćdalej.Zejdźmytylkonadbrzeg
rzeki,zrobimyherbatyitamsięzatrzymam.
Poczciwiwieśniacynieokazaliżadnegozdziwienia.
Mojechińskiesandaływykonanezplecionych
sznureczkówporaniłyminogi,zresztąmężczyźni
widzielijakobmywałampokrwawionestopy
wstrumyku.Zeszliśmypostokuirozstawiliśmynamiot
namaleńkiejpolance.Bliskośćwodyiochrona
odwiatru,jakądawałyotaczającezarośla,pozwalały
wyjaśnićwrozsądnysposóbwybórtegomiejsca,
wprzypadkugdybynasitragarzelubjakiś
przechodzącyprzypadkowotubyleczapytaliopowody
zatrzymaniasięwtakosobliwymmiejscu.
Rozpaliliśmyogieńiprzygotowałamobfityposiłekdla
obumężczyzn.Jongdenijaztrudemprzełknęliśmy
kilkakęsów;niepokójiobawa,żenaszeplanymogą
spełznąćnaniczym,skutecznieodbierałynamapetyt.
Kiedyjużnasidzielnigóralenajedlisię,wysłałam
jednegoznich,bynazboczugórynazbierałdrew,
ponieważdrobnegałązkizokolicznychkrzewówdawały
kiepskipłomień,niewystarczający,jakmutłumaczyłam,
doogrzanianaswnocy.