Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nie,dziękuję,niepotrzebujęciebie–rzekła
zemfazą.
–Tynie,aleHarrymożetak?
Przeczesaładłoniąwłosy.Pierścionekzamigotał.
–Możetak–mruknęła.–Jeśliwcześniejciąglepłakał
przytobie,tocobędzie,jakzobaczymnie,zupełnie
obcąosobę?Alenieważne.Maszrację.Opiekanadnim
toterazmójobowiązek,anietwój.–Spojrzała
wymownienadrzwiwyjściowe.–Jestjużpóźno.
PrzyjechałamtuzSanFranciscowłasnymsamochodem.
Chciałabympołożyćsięspać.
Yannisteżchciałpójśćdołóżka.Znią.Dodiabła!
Cowniegowstąpiło?Cóż,sprawabyłacałkiemprosta.
Byłprzecieżtylkozdrowym,dorosłymmężczyzną,który
miałciąglesłabośćdotejkobiety.Odpędziłodsiebie
tęniewygodnąmyśl.PrzecieżCatrionaMacLeantonie
tylkoseksowneciało.Tokobieta,którachceodżycia
czegośzupełnieinnegoniżon.
–Dobranoc–mruknęłamałouprzejmymtonem.
Wyminęłagoipołożyładłońnaklamce.–Zgaśświatło,
kiedybędzieszwychodził.
Anidrgnął.
–Częstomaszbliskikontaktztakmałymidziećmi?
–Rzadko.Prawienigdy.Nieprowadzęzajęć
zniemowlakami.
–Tojakdaszsobieznimradę?
Wzruszyłaramionami.
–Bezobaw.Niezginę.
–Martwięsięoniego,anieociebie.
–Nicmusięniestanie–odparłazprzekonaniem.
–Kiedybyłamnastolatką,razczydwarazyzajmowałam