Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rozmawiającznią,będęmógłujawnićniecoprawdziwą
swąnaturę,czy…”.–Tuwszedłemdojadalni,
przerwawszydalszerozmyślania.
Płonącepodkloszemzmatowionegoszkłaświatło
lampyukazałoeleganckipokójzdębowąboazerią;
nastoleczekałakolacja;przykominkustaładama:
zdawałosię,żeoczekujenaszegonadejścia;byłamłoda,
wysokaizgrabna;suknięmiałapięknąimodną:tyle
dostrzegłemnapierwszyrzutoka.Wymieniłazpanem
Crimsworthemwesołepozdrowienie;zbeształago,
nawpółżartobliwie,nawpółzdąsem,zaspóźnienie;głos
jej(zawsze,oceniająccharakterczłowieka,biorępod
rozwagęjegogłos)byłpogodny–wskazywał,jak
pomyślałem,naraźneusposobienie.PanCrimsworth
wkrótceprzerwałjejożywionepołajankipocałunkiem
–pocałunkiemgodnympanamłodego(bylimałżeństwem
odniespełnaroku);dostołuzasiadławpierwszorzędnym
nastroju.Dostrzegłszymnie,przeprosiła,żeniezauważyła
mniewcześniej,następniepodałamidłoń,takjak
topaniemająwzwyczaju,gdyprzypływdobregohumoru
nastrajajepogodniewobecwszystkich,nawetwobec
osób,któresąimwnajwyższymstopniuobojętne.
Przyjrzawszysięterazbliżej,zauważyłem,żepani
Crimsworthmiałaładnącerę,rysyzaśwyraziście
zaznaczone,aleprzyjemne;włosyjejbyłyrude–zupełnie
rude.DużozEdwardemrozmawiali,nieustanniesię
droczącwżartobliwymtonie;byłarozdrażniona,czyteż
takąudawała,ponieważmążpojechałdwukółką
zaprzęgniętąwnarowistegokonia,trywializująctylkojej
obawy.Niekiedyzwracałasięzeskargądomnie.
–PanieWilliamie,czyżto,comówiEdward,niejest
absurdalne?Twierdzion,żebędziepowoziłJackiem
iżadnyminnymkoniem,tymczasemtabestiajuż
dwukrotniegozrzuciła.
Mówiąc,sepleniłanieco,coniebyłoniemiłe,lecz