Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ogródpogrążonywciemnościachwcaleniemiałzamiaru
udawaćsięnaspoczynek.Wiatrniemalucichł,aleitak
wszędzierozlegałysięjegowestchnieniaiszepty,jakby
ionchciałsiępodzielićswoimiwspomnieniami.Szemrał
iszumiał,tyleżeniktjegosłówniebyłwstanie
zrozumieć,możepozamyszamipolnymi,które
przysiadałypośródtraw,bywsłuchaćsięwdrżące
namiętnościąopowieści.
–Jaktosięstało,żemożepaniopowiadaćoswoim
mężuztakimspokojemiciepłem?–spytałanagle
Zuzanna.
Dobrosławadoskonalezrozumiałatonietypowe
pytanie.Uniosłakieliszekiumoczyłausta.
–Zarazcipowiem.Alenajpierwustalmycoś:albo
mówiszdomniepoimieniu,albociociu,jakkiedyś.Pani
odpada.
–Tojeślimogę,niechbędzieciociu–wybrała
dziewczyna.
–Zdajęsobiesprawę,żeto,coterazcipowiem,
zabrzmijakbanał,aletaknaprawdęjest.Czasleczyrany,
aprzynajmniejłagodziból.KiedySławekodszedł,miał
ledwiepięćdziesiątpięćlat,jaoczterymniej.Może
pomyślisz,żebyliśmyjużstarzy–Zuzannapokręciła
energiczniegłową–alemysiętaknieczuliśmy.Przecież
obojebyliśmyczynnitakprywatnie,jakizawodowo.Mój
mążwykładałwtedynauniwersyteciewOlsztynie
ekonomię,japracowałamwbiurzeprojektowym.
Mieliśmyjeszczetyleplanów,chcieliśmypojechać
doAzji,botegokontynentunigdynieodwiedziliśmy.
Sławuśmiałzamiarkupićjakąśłódkę,żebyśmymogli
żeglowaćponaszychpięknychjeziorach.Awtamtym
budynku–machnęłarękągdzieśzasiebie–planował
zorganizowaćsobiewarsztatiwwolnychchwilach
remontowaćstaremeble,którymizawszesięzachwycał.
Dobrusiaprzerwałanachwilę,jakbychciałazebraćalbo
uspokoićmyśli.
–Tamtegodniajakzwyklepojechaliśmydopracy.
Jeździliśmyrazem,choćspokojniemogliśmymiećdwa
samochody,alejanigdyniechciałamzrobićprawajazdy.