Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1.CywilizowanieHucka.Mojżeszwtrzcinach.MissWatson.
TomekSawyerczekanamnie.
Muszępaństwupowiedzieć,żejaiTomekSawyer,mójprzyjaciel,znaleźliśmypieniądze,którerabusieukrylibyliwjaskini,itonaszbogaciło.Dostaliśmy
każdyposześćtysięcydolarów,samymzłotem.OtóżsędziaThatcherwziąłjeioddałnaprocent,conamprzynosiłokażdemupodolarzedziennie,przezrok
cały.WdowaDouglaswzięłamniedosiebiezasynaiobiecała,żemnieucywilizuje;ciężkojednakbyłowytrwaćwtymdomu,takokropnieporządną
iprzyzwoitąbyławdowaiwszystkiejejpostępki.Toteżilerazyniemogłemwytrzymać,wymykałemsię,włożywszynasiebiestarełachmanyikapelusz
odgłowycukru;czułemsięcałkiemswobodny.TomekSawyerzawszemiobiecywał,żezebrawszybandęrozbójnikówistanąwszynajejczele,przyłączy
mniedoniej,bylebymtylkopozostałuwdowyiporządnewiódłżycie.Wracałemteżdoniej.
Wdowapłakałanademną,nazywającmniebiednąowieczkązbłąkanąiróżneinnedającmiprzezwiska,którymizresztąniechciałamniekrzywdzić.
Sprawiłamiteżnoweubranie,wktórymsięstraszniepociłem,bobyłociasne.Gdywdowazadzwoniłanawieczerzę,trzebabyłozarazprzychodzićiczekać,
ona,spuściwszygłowę,pomruczytrochęnadjedzeniem,które,prawdęrzekłszy,byłoniczegosobie.
PowieczerzywdowawydobywałaksięgęiuczyłamnieoMojżeszuiotrzcinach.potynamniebity,takpragnąłemdowiedziećsięwszystkiego
oMojżeszu,alegdysiępokazało,żeonjużoddawnanieżyje,przestałemdbaćoniego,bocomnietamobchodząumarli.
Dośćwcześnieuczuwszypociągdotytoniu,prosiłemwdowy,żebymipalićpozwoliła;otrzymałemjednakodpowiedź,żetobrzydkinałóg,żeztego
wdomunieporządek,żewięcpalićniepowinienem.widaćosobyprzyzwyczajonedopowstawanianato,oczymniemająpojęcia.Wdowazawracała
migłowęMojżeszem,któryjejanibrat,aniswat,inikogonieobchodziskorojużumarłibroniłamipalić,asamazażywałatabakę,uważającto,masię
rozumieć,zadobreponieważtoonarobiła.
Siostrajej,missWatson,przychudaniecostarapanna,zpuklamiwobwarzanekzwiniętyminaskroni,zamieszkawszyznią,gnębiłamnieelementarzem,
znęcającsięnademnącodzieńprzezpółgodziny.Niemógłbymwytrzymaćdłużej!Potemzdobrągodzinębywałośmiertelnienudno,więcteżzaczynałem
siękręcić.WtedymissWatsonmawiała:
„–Huckleberry,pocokładziesztunogi?”albo:„–Niegarbsiętak,siedźprosto.”
Wparęminutznówzrzędziła:
„–Nieotwierajust,nieprzeciągajsiętak;dlaczegoniesiedziszprzyzwoicie”iopowiadałamiotymmiejscu,gdzieduszeidązakarę.Gdyrzekłem,
żechciałbymsiętamdostać,oniemiałazezgrozy,choćniemiałemzamiarupowiedziećniczłego.Poprostupilnomibyłopójśćsobiegdzieindziej,
pragnąłemzmiany,niebędącwcalewybrednywwyborzemiejsca.MissWatsontwierdziła,żetogrzechtakmówićiżeonazanicwświecienie
powiedziałabytego,albowiempragniesiędostaćdomiejscawiecznejszczęśliwości.Niewidzącżadnejdlasiebiekorzyściwprzebywaniugdziekolwiekznią
razem,postanowiłemniestaraćsięoto.Tegojednakniepowiedziałem,bobyłabynowahistoria,apożytkużadnego.
Górętedywziąwszynademną,poczęłaopowiadaćwszystko,cotylkojejbyłowiadomoomiejscuonejszczęśliwości.Mówiła,żeczłowiek,nictamnie
robiąc,będzietylkosiedziałzharfąiśpiewał.Jakośmisiętoniezdawało,alemniepisnąłanisłówka.Spytałemtylko,czyTomekSawyertampójdzie?
Aona:„–Nie!dalekomudotego!”Bardzomsiętedyucieszył,chciałembowiem,żebyśmyzawszebylirazem.
AlemissWatsonciąglecierpiałacośdomnie,misiętowkońcuuprzykrzyło.NiezadługopotemzaczęłasprowadzaćwszystkichMurzynównapacierz,
apopacierzuiśćmusiałkażdydołóżka.Jawięcposzedłemdoswegopokojuzkawałkiemświecy,apostawiwszynastole,samsiadłemnakrześleprzy
oknieipróbowałemmyślećoczymśwesołym,alenapróżno.Czułemsiętakisamitakismutny,żemprawieśmiercijużpragnął.Gwiazdyświeciłynaniebie,
wpobliskimlesieposępniejakośszumiałyliście;woddaliodzywałasięsowa,zawodzącpokimś,ktojużumarł;przydomupiesipuszczyk,wzajemniesobie
wtórując,zapowiadałyśmierćkomuś;wiatrusiłowałcośmipowiedzieć,cośdouchaszepnąć,ajaniemogłemzrozumieć,ocoidzieimniedreszcze
przejęły.Zapragnąłemjakiegośtowarzystwa.otopająkzacząłmileźćporamieniu.Strąciłemgotaksilnie,żewpadłwpłomień;zanimzdążyłemdobiec
dostołu,jużbyłnieżywy.Niewątpiłem,żetozłyznakiżeśmierćpająkapewnomismutekprzyniesie,toteżprzestraszony,zacząłemzsiebiezrywać
ubranie.Potrzechobrotachwkółko,przyżegnaniusięzakażdymrazem,wziąłemkosmykswychwłosówiszczelnieobwiązałemgonitką,abyoddalić
odsiebieczarownice,któreurzecmniemogły.Lecztomispokojunieprzywróciło.Drżączestrachu,wydobyłemfajeczkę,abysiętrochęzaciągnąć,pewny,
żemnieterazwdowaniezłapie.Siedząctak,słyszę,żewpobliskimmieściezaczynabićzegar.Bum!bum!bum!dwanaścierazyuderzyłpotemznów
cisza.Wtem,nadole,pośróddrzew,gałązkatrzeszczyzłamana...cośsiętamruszaPrawietłumiącoddech,słuchałem.Pochwilizaledwiemdosłyszał
nadole:Mia-u!Mi-a-u-u!”Doskonale!Więcjateż:„–Mia-u!Mi-a-u-u!”jaknajciszej...Zdmuchnąwszyświecę,wyszedłemprzezoknonagzyms,biegnący
wokołodomu.Stamtądzsunąłemsięnaziemięipodpełzłempomiędzydrzewamiwgłąbogrodu,gdzie,masięrozumieć,czekałnamnie...Któżbyinny,jak
nieTomekSawyer!