Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sięjakżyletki.Pasnależałdotaty,atatynigdyniebyłowdomu.
Znałatenpaslepiejniżtwarzwłasnegoojca.
Zwierzątkozaskomlało.Dziewczynkachciałapoprosić,żebytym
razembyłobezsprzączki.Sprzączkajestnajgorsza.Najstraszniejsza.
Wielka,metalowa,masywna,ostraibezlitosna.Potymcałym
gnieceniu,biciu,miętoleniujejskórasięzmieniła,stałasięcienka
niczympapier.Zniknęłacałatkankatłuszczowa.Wszystko,
comogłobyuchronićprzedrazami.Zostałysamegołenerwy.Tylkoto,
cojestpotrzebnedoprzekazywaniabólu.Znowusięzsikała.Tym
razemzestrachuitymprzypieczętowałaswójlos.Sprzączkazabłysła
wpromykuświatłaniczymokowęża.Apotemspadłaprostonanią
ześwistemiciemnośćdzikozawyła.
Obudziłasięztegosnutakjakzawsze.Bezkrzyku,choćzachłyśnięta
powietrzem,jakbysiętopiła,zewzrokiemwbitymwbladąplamę
sufitu.Przezciałoprzepływałykolejnefalestrachu.Zakażdymrazem
tenmomenttrwałdłużej.Osekundę,możeułamek.Aledłużej.
Klementynawiedziała,żetowłaśniezabije.Nieżadennowotwór.
Niecukrzycaczypijanykierowcanapasach,alewłaśnietensen.
Iprzerażenie,któreniebędziejejopuszczaćprzezdługieminuty
poprzebudzeniu,wreszcieumęczonesercerozpadniesię
nakawałki.
Klementynapowoliwstałazłóżka.Oparłasiędłoniąościanę
idługooddychała.Przyzwyczajaławzrokdopanującegowmieszkaniu
półmroku,wreszciewyłowiławnimleżącąnakomodzietorebkę.
Wyjęłazniejpaczkępapierosówizapałki.Wyszłanabalkon
inatychmiastskuliłasięzzimnapodpodmuchemwiatru.Drżącymi
rękomawłożyłafajkędoust.Przezchwilępoprostutaktrzymała,
zastanawiającsię,czyzapalić.Papierosyznówpodrożały.Nawet
tezbazaru.Aletenabazarzeteżbyłocoraztrudniejznaleźć.Zresztą
polikwidowalitargowiska.Zamknęlistadiondziesięciolecia,nawet
bazarRóżyckiego,aonamiaławsobiejeszczetylegodności,żebynie
biegaćpocałymmieściewposzukiwaniutanichfajek.Nieróżniłaby
sięwtedyniczymodmenelizparteru.