Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
doawantury,którazaalarmowałastudentów
ipedagogów.Zamieszaniebyłodotegostopniapoważne,
żeobudzonozażywającegodrzemkirektora.Nakorytarzu
szkołyażhuczało.
WsamymśrodkuwzburzonegotłumustałJuandePeña.
Wykrzykiwałilesiłwpłucach,żeniezamierzadzielić
pokojuzczłowiekiemdotkniętymzarazą.
–Cisza–nakazałmudonDiegodeGouvea.–Wczym
rzecz,dePeña?
JuandePeñatrząsłsięzewściekłości.
–TengłupiecLoyola–wykrztusił.–Opuściłszkołę,
byprzezcałepopołudniepielęgnowaćzakaźniechorego,
uktóregomedycypodejrzewajązarazę.Apotemwrócił,
żebyspaćrazemznami.
Rektorzmrużyłoczy.
–Gdzieonjest?–spytał.
KiedyzjawiłsięIñigodeLoyola,wszyscysięcofnęli.
Wieluzgromadzonychodwróciłogłowy,byniewdychać
oparówpotwornejśmierci,którązesobąprzyniósł.
–Swojązbrodniczągłupotąnaraził
naniebezpieczeństwocałekolegium!–krzyczałprofesor
Garcíaijednocześnieobciągałrękawy,żebyniktnie
dostrzegłjegowrzodów.–DonDiego,nalegam,byśnie
tolerowałtakiegozachowania.Tonajlepszekolegium
najlepszegouniwersytetunaświecie,aniepierwszy
lepszycuchnącyszpital.
Oskarżony,białyjakkreda,zpochylonągłową,milczał,
choćdonDiegospoglądałwjegokierunku,jakby
oczekującwyjaśnień.
Rektorsięwyprostował.
–JutrowporzekolacjiIñigodeLoyolapoddasiękarze
kolegialnej–zadecydował.–Dzisiejsząnocspędzi
samotnienastrychu.Pokój,któryzajmowałzinnymi
studentami,należywyszorowaćoctem.Totyle.
–Wyraźniezły,odszedłzgodnością,abykontynuować
drzemkę.