Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
samymblokuitejsamejklatce.Tylkogłupibywierzył,żetentramwaj
nazywasięprzeznaczeniem.
–Jawłaśnie…śpieszęsię–wymamrotała,szukającodpowiedniej
wymówki.–Jestemjużumówiona…znaczyspóźniona.
–Doprawdy?–Marekuniósłjednąbrew.–Aniechciałaś
przypadkiemwejśćdosklepu?
–Ja?Dlaczegomiałabymchcieć?
–Botrzymaszrękęnaklamce?
Zuzannacofnęładłoń,jakbydotknęłaogonakrokodyla.
–Tak…Nie…Tak,ale.Och,samaniewiem.–Wzruszyła
ramionami,obciągająckrótkąspódniczkę.–Trzymambezżadnego
szczególnegopowodu.
Zauważyła,żeniewydawałsiętymzaskoczony.Widocznienie
spodziewałsięsensownegozachowaniapokimś,komulodówka
służyłazamiejscedoprzechowywaniapończoch.
WprzeciwieństwiedoroztrzepanejZuzannyMarekdoskonaleznał
jejzastosowanie.
Cóż.WielebymożnaoMarkuJunakupowiedzieć,alenapewnonie
to,żejesttuzinkowy.Byłżywymdowodemnato,żeniegdyśfaceci
nadziewalinadzidęmamuta,adziś–narożenkurczaka,oile
gowystaliwkolejce.Woczachwielukobietjawiłsięjako
niekwestionowanyznawcarynkuspożywczo-mięsno-drogeryjnego,
ponieważwiedział,doczegosłużyludwik,odróżniałpatelnięodrondla
i,coZuzannędziwiłonajbardziej,dostrzegałróżnicemiędzy
antrykotemarostbefem.
–Tojalecę.–Pomachałaręką.–Donastępnego.
–Atakąmiałemnadzieję,żerazemobejrzymyOtella,nawet
paluszkikupiłem.Solone,jaklubisz.Właściwiequovadisotejporze,
Zuzanno?–spytałnieoczekiwanie,pocierającnieogolonypoliczek.
–Mniejwięcejwprzeciwnąstronę.
MarekpodejrzliwieprzyjrzałsiędolnymkończynomZuzanny,
wystawionymnadziałaniedeszczu,wiatru…imęskieoko.Zawahał
się,leczpochwiliotwarciewyraziłswojenieprzejednanestanowisko.
–Gdziekolwiektojest,samaniemożesz.Podprowadzęcię,
pozwolisz?–Wolnowysunąłramię.
Zuzannapoczuła,jakrozpierająwściekłośćnawszystko.
Deszczowedni,czarnekoty,rozsypanąsól,zbitelustra,pawiepióra,
diabły…itrzypomyłkiBoga.Popierwszeniewykułjedenastego
przykazania:Niezanudzajiniedołujbliźniegoswego,zanudźsiebie
samego.PodrugiestworzyłMarkaJunaka.Potrzeciedałmunarząd