Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jeszczeudawaćprzedsobąnawzajem,żetonicwielkiego,
ot,postojąsobietrochęzrękamiwkieszeniach,przytu-
pującwmiejscu,aniebawemnapewnowszystkoodmie-
nisięnalepsze.Niewiedzieliwprawdzie,naczymta
zmianamiałabypolegać,skoronicniezapowiadałokoń-
capluchy,jednakufalimłodzieńczoinaiwnie,żetenświat
urządzonyjestmniejwięcejsprawiedliwie.Cośmusiało
sięwkońcuwydarzyć,cośnieprzewidzianego,abyrozpro-
szyćsmutekdeszczowejkanikuły.
Pogodziniepłomieńnadzieiprzygasłznacząco,
podwóchpozostałozniegoledwieparęiskier.Wronypo-
derwałysięzdrzewikrążyłyteraznaddachamiwielkim
stadem,wyprowadzanenaspacerpsyobsikiwałypospiesz-
niekrawężnikiinatychmiastciągnęłyswoichwłaścicieli
zpowrotemdoklatekschodowych.Zpiwnicznegookien-
kawystawiłgłowęburykocur,zamrugałrozespanymi
ślepkami,ziewnąłizniknął.
Szuflazwyrazemłagodnejrezygnacjinatwarzyspoj-
rzałwreszcienazegarkościelnejwieży.
–Jużczas–oznajmił.
–Czasnaco?–zapytałPawianbezciekawości.
–Naobiad.Dochodzidruga.
Kawalarzmiałjużnakońcujęzykazłośliwąripostę,aż
poczerwieniałymuuszy,aleniezdążyłpowiedziećanisłowa.
Zzanarożnikanajbliższegodomu,popiskujączcicha,
wytoczyłsiędwukołowywózekręczny.Popychałgozmo-
zołemprzygarbionystaruszekzwypchanymworkiem
naplecach,ubranywwyliniałykożuchpokostki,wyko-
ślawionekaloszeistaroświeckiberetzantenkąprzekrzy-
wionynajednoucho.Posiadaczwysłużonegowehikułu
niebezgracjizaparkowałprzedmetalowymidrzwiami
zsypu,rozprostowałplecyipodrapałsięzsatysfakcją
10